Idąc w poniedziałek rano do pracy towarzyszyła mi jedna zasadnicza myśl - jak to fajnie jest czasem gdzieś pojechać, chociaż na chwilę oderwać się od codziennego życia, obowiązków, na chwilę odciąć się od wszystkich swoich myśli, przyzwyczajeń, nawet własnego wygodnictwa. Spakować walizkę i ruszyć przed siebie, chociaż przez moment, patrząc za okno, człowiek myśli - a może by to odwołać?a może zostać w domu? Ale nie - ubiera wszystkie możliwe swetry i rusza w drogę, chociaż na dworze mróz i zamieć śnieżna. Tak było w piątek - zanim doszłam do przystanku byłam małym bałwanem :D We Wrocławiu przesiadka na Polskiego Busa - polecam wszystkim - ceny bardzo przystępne (za bilet do Krakowa zapłaciłam 9zł), siedzenia wygodne, do tego w czasie podróży dostałam bułkę, soczek, ciasteczka i wodę, jedynym minusem było prawie godzinne spóźnienie, ale spowodowane głównie korkami na wyjeździe z Wrocławia i wjeździe do Krakowa. W końcu było piątkowe popołudnie. W Krakowie byłam o 17.
U przyjaciółki zjadłam przepyszny obiad i ruszyłyśmy w miasto - na wymyślanie i szlajanie się po knajpach nie zdecydowałyśmy się z racji temperatury - było jakieś minus 10, do tego przeszywający wiatr... Ten wieczór, razem ze znajomymi z Wrocławia, spędziłyśmy w knajpie o nazwie Spokój - dosyć dobre grzane wino, poza tym wystrój dosyć intensywnie pomarańczowy, czyli w kolorze, którego chyba najbardziej nie lubię, dlatego za długo tam nie zabawiłyśmy, i korzystając z okazji podwózki do domu - wieczór skończyłyśmy pijąc grzane białe wino z pomarańczami i cytrynami w domu :D
Sobota od rana nie nastrajała do wychodzenia - ponad minus 10, do tego wiatr, i padający śnieg. Ale jako, że pogoda nam nie straszna - po 11 wynurzyłyśmy się z domu - najpierw spacer po Starym Mieście - rynek i okolice, potem poczłapałyśmy w stronę Wawelu (zahaczając po drodzę o księgarnię z tanimi książkami - głównie w celu ogrzania się), skąd tramwajem dotarłyśmy na Kazimierz - moje ulubione miejsce w Krakowie. Tam najpierw rozgrzewałyśmy się herbatą i gorącą czekoladą w bardzo przyjemnej knajpce (chyba o nazwie Three Times - zdjęcia poniżej), potem planowałyśmy zapiekankę w Okrąglaku na Nowym Placu, ale z racji temperatury zmieniłyśmy plany i zjadłyśmy obiad w restauracji Barfly - którą wszystkim polecam. Obiad za 14zł - do wyboru kilka zup i kilka dań głównych, plus kompot. Ja zdecydowałam się na bardzo dobry krem z soczewicy i jeszcze lepsze polędwiczki w sosie kurkowym. Świetny obiad, do tego cena mega przystępna :D Jedyny mankament to wystrój - strasznie cepeliowy :D Dlatego zdjęć z tego miejsca brak.



 |
Collegium Maius |


 |
knajpka na Kazimierzu |
Jako, że była dopiero 15, postanowiłyśmy skoczyć jeszcze na chwilę do Galerii Kazimierz - zobaczyć, co w trawie piszczy, czyli co ciekawego można kupić na krakowskich wyprzedażach :P Wypatrzyłam w Zarze eleganckie, pudrowo-różowe, rurki na kant - będą w sam raz na lato do szpilek :D Chciałam jeszcze kurtkę, ale niestety nic mnie nie zachwyciło..
Do domu wpadłyśmy przed 18 - zdążyłyśmy jedynie przebrać się, ogarnąć, poprawić makijaż - i znów ruszyłyśmy na Kazimierz, gdzie na 19 byłyśmy umówione z mieszanym wrocławsko-krakowskim towarzystwem :) Ale tego wieczoru - gwiazdą było miejsce - knajpka o nazwie Duży Pokój. Nieduża, ale dzięki temu bardzo przytulna, wystrój nie przytłaczający, raczej delikatny, w bielach i szarościach, do tego przepyszne jedzenie - zjadłam rewelacyjny krem z zielonego groszku, a potem ciasto dnia, którym był jabłecznik, ale z dodatkiem jakiegoś ciekawego aromatu - niestety moje kubki smakowe nie są aż tak dokładne, i jedyne, co mogę powiedzieć, to że mógł być to dodatek marcepanu :D Do tego bardzo dobre różowe wino - czego chcieć więcej - mój zmysł smaku został totalnie dopieszczony tego dnia :))
 |
krem z groszku |
Niedziela okazała się, jeśli chodzi o pogodę, najbardziej sprzyjającym dniem - temperatura zdecydowanie się podniosła - na słońcu było prawie 10 stopni na plusie :D do tego wiatr nieco zelżał, a śnieżek już tylko delikatnie prószył. Wybrałyśmy się na poranny spacer w okolicach rynku, a potem po krakowskich plantach. Ślicznie było :) Na obiad - pierogi ze szpinakiem w barze mlecznym (jedyne 3zł) - zdecydowanie dobre, domowe pierogi :)
A po południu - razem z moimi wrocławskimi znajomymi - wróciłam do Wrocławia, a potem wieczorem do Jeleniej :)
Fajnie jest tak czasem gdzieś wyjechać, chociaż na chwilę :)
 |
na koniec zdjęcia z wieczoru w Dużym Pokoju |