czwartek, 28 lutego 2013

kurczak w zieleni :)

Kolor na dziś to zielony :D W końcu trzeba jakoś przywołać tą wiosnę :D

Po ostatnim szalonym weekendzie dopadł mnie swego rodzaju marazm, zmęczenie, sama nie wiem, podobno nazywa się to "zimowe przesilenie", jakkolwiek by tego nie nazwać początek tygodnia do najlepszych nie należał. Rano wstawałam tylko z myślą - może w końcu wyszło słońce? Ale niestety. Do tego na maksa długie i na maksa nudne zajęcia na uczelni.
Trochę lepiej zrobiło mi się po wtorkowym koncercie w Akademii Muzycznej - niesamowite tanga i ciekawe wykonanie Chopina na jazzowo :)
A dziś przed koncertem Matisyahu postanowiłam ugotować coś nowego, świeżego, już trochę wiosennego :) I tak wyszedł pomysł (zupełnie autorski) na "zielonego kurczaka".

Składniki:
- pierś z kurczaka
- pół czerwonej cebuli
- 3 ząbki czosnku
- por (najlepiej cały, ja miałam tylko pół)
- pół pęczka natki pietruszki
- śmietana 30% (100ml)
- przyprawy (sól, pieprz ziołowy i pieprz cytrynowy)

Na rozgrzany olej wrzucamy posiekaną cebulę, czosnek i pokrojoną pierś z kurczaka. Doprawiamy. Tym razem dodałam też pieprz cytrynowy, dzięki temu potrawa miała nieco orientalny charakter. Po kilku minutach dorzucamy pokrojony drobno por i posiekaną pietruszkę. Zalewamy śmietaną. Dusimy jeszcze przez 15-20 min. W między czasie gotujemy makaron.

W temacie zieleni mam na sobie zielony sweterek z sh :D Zdjęcie zrobione na szybko w trakcie gotowania - z góry przepraszam za mój makijaż - tak wyglądam po kilku godzinach na uczelni :P










niedziela, 24 lutego 2013

niedziela - czyli ostatni dzień świętowania :)

Niedzielę spędziliśmy spokojnie - najpierw obejrzeliśmy pierwszy odc. trzeciej edycji X Factora, potem pojechaliśmy na spacer - pogoda była idealna - lekko zza chmur wyglądało słońce, a termometr pokazywał 13 stopni :D Przeszliśmy się od Świdnickiej, przez Rynek, potem koło Uniwersytetu Wrocławskiego, przez Wyspę Słodową i Piaskową, przez Ostrów Tumski, aż do Pasażu Grunwaldzkiego :) A tam - w restauracji Wook zjedliśmy makaron tajski z krewetkami. Jeśli chodzi o makaron to brakowało mi w nim trochę przypraw, aromatów, ostrości, ale dla mojego Jordana, który  nie lubi ostrych potraw był idealny :D
Wieczór skończyliśmy w kinie na "Drogówce". Mocne kino. Polecam.

Na sobie mam miętowy sweter z ostatnich ciucholandowych zakupów :)

A jak Wasz weekend ? :)
I jak plany na ten tydzień? Ja we wtorek wybieram się na koncert do Akademii Muzycznej, koncert nazywa się Non Troppo Serio, czyli jazz i tango w akademii :) Już nie mogę się doczekać :D
A w czwartek - zupełnie niespodziewanie, dzięki pewnemu znajomemu prawnikowi, właściwie adwokatowi - muszę spytać jak należy o nim mówić :D  idę na koncert Matisyahu, o którym mega marzyłam :D

wyspa słodowa, uniwersytet wrocławski w tle





złapałam nawet krewetkę do zdjęcia :D

urodzinowo - ciąg dalszy

Cały weekend świętujemy - wczoraj zrobiłam pyszną sałatkę (ale o tym za chwilę), potem obejrzeliśmy strasznie głupią, ale i strasznie śmieszną komedię, bazującą głównie na farsie i humorze sytuacyjnym, czyli "To nie tak jak myślisz kotku", a potem ruszyliśmy w miasto :D
Dwa nowe miejsce i dwa zachwyty :D
Pierwsze - w którym już kiedyś miałam okazję być, to Cafe Muzeum - czyli knajpka na 6 piętrze Muzeum Współczesnego Wrocławia, które mieści się w bunkrze na Pl. Strzegomskim. Miejsce jak dla mnie trochę magiczne, małe stoliczki, cicha muzyka, a wszystko otoczone światłami Wrocławia - knajpka jest cała oszklona - możemy zobaczyć stąd niezły kawałek Wrocławia :)
Przy okazji ceny niezbyt wygórowane i dobre wino :)











Drugie miejsce to stare, ale przerobione zupełnie Tutti Frutti na Świdnickiej (na przeciwko Renomy). Miejsce zupełnie inne niż poprzednia knajpka - miejsce w stylu nowych wrocławskich knajp, o których ostatnio piszę - jasne, duże przestrzenie, kilka kanap, poza tym małe drewniane stoliki, taka czysta przestrzeń, nieco urozmaicona artystycznie - co zobaczycie na zdjęciach poniżej :)
Poza tym pyszne koktajle, ciekawe menu, ceny przeciętne, czyli do przyjęcia i bardzo miła obsługa.

Na sobie mam koszulę-prezent od mojej przyjaciółki :) :*







Na koniec miało być o sałatce - nowy spontaniczny pomysł :D
składniki:
- kawałek boczku wędzonego
- kukurydza
- cebula czerwona
- sałata lodowa
- pomarańcza
- feta
- niewielka ilość oliwy

Boczek kroimy na cienkie plasterki i smażymy (bez tłuszczu oczywiście), w między czasie umytą sałatę rwiemy na mniejsze kawałki, wrzucamy do miski, dorzucamy kukurydzę, fetę dzielimy na mniejsze części, pomarańczę obieramy i kroimy na małe kawałki, cebulę kroimy w pióra. Na koniec dodajemy lekko przestygnięty boczek (a właściwie to już bekon), polewamy niewielką ilością oliwy.



piątek, 22 lutego 2013

urodzinowo - obiadowo i tortowo

Na uczelni czwartek i piątek miałam wolne - z tej okazji środowy wieczór spędziłam z kolegą na piciu białego wytrawnego wina i jedzeniu bardzo dobrego portugalskiego sera, a czwartek - najpierw w Karavanie - kolejnej nowej wrocławskiej knajpce, której klimat bardzo przypadł mi do gustu, niestety menu nie do końca - wybór nie jest zbyt duży. Potem przeniosłyśmy się z koleżanką na koncert Wlazi Acoustic Band do alive- koncert był świetny, dawno tak dobrze się nie bawiłam - świetna muzyka, fajni ludzie :) pozdrowienia dla całej ekipy :D

A dziś są urodziny mojego Jordana i z tej okazji przygotowałam pyszny obiad i tort-niespodziankę :D
Na obiad tym razem - potrawka z kurczaka i marchewki na białym winie i śmietanie :)

Składniki:
- pierś z kurczaka
- 4 marchewki
- mała cebula czerwona
- ząbek czosnku
- śmietana 30%
- pieprz ziołowy, sól, zioła prowansalskie
- białe wytrawne wino
- makaron penne

Kurczaka kroimy w kostkę, smażymy, przyprawiamy. Marchewkę również kroimy w kostkę i gotujemy do miękkości z niewielką ilością soli i cukru. Kiedy oba składniki będą gotowe - przerzucamy na większą patelnię, dorzucamy poszatkowaną cebulę i czosnek, zalewamy śmietaną i winem, doprawiamy jeszcze solą, pieprzem i dużą ilością ziół prowansalskich. Gotujemy wszystko około 15-20 min.



Jeśli chodzi o tort, to przedstawiam Wam moją ulubioną, najprostszą i najszybszą formę tortu. Czyli spód kupujemy - w moim przypadku pieczenie biszkoptu jeszcze nigdy nie zakończyło się sukcesem...

Składniki:
-spód do tortu
-śmietana 30%
-fix do ubijania śmietany
-cukier
-kiwi (3-4sztuki)
-puszka brzoskwiń
-galaretka (ja użyłam akurat agrestowej)

Śmietanę ubijamy z fixem i cukrem. Kroimy brzoskwinie i kiwi. Mój spód podzielony był już na 3 części, więc sprawę miałam ułatwioną - jeśli Wasz akurat nie jest - najłatwiejszym sposobem równego przecięcia jest użycie nitki - nacinamy w 4 miejscach na obwodzie, następnie wkładamy w każdą dziurę nitkę i ciągniemy za oba końce - wydaje się może skomplikowane, ale jest mega proste jak się spróbuje :D
Każdą część spodu najpierw nasączamy - alkoholowo lub bezalkoholowo :D ja tym razem nasączyłam tylko sokiem z brzoskwiń (ale można wymieszać go z jakimś likierem albo mocniejszym alkoholem). Następnie na dwie pierwsze części nakładamy po połowie ubitej śmietany, na śmietanie układamy owoce, przykrywamy kolejnym ciastem, robimy znów to samo, aż przykryjemy ostatnią częścią - tą tylko nasączamy, następnie układamy na niej brzoskwinie (należy pamiętać, że ananas i kiwi powodują, że galaretka nie stężeje), a na wierzch wylewamy galaretkę (robimy ją wg przepisu na opakowaniu - najlepiej dać nieco mniej wody niż zalecane, następnie po ostygnięciu wkładamy galaterkę do zamrażarki i czekamy aż zacznie tężeć - wtedy jest idealna do wylewania na tort).
Tort umieszczamy w lodówce i gotowe :D

PS.Napis głosił "misiu-plisiu", a tort wyszedł pyszny, bo już po kilku godzinach połowa zniknęła :D



 




wtorek, 19 lutego 2013

rozgrzewający obiad

Dziś będzie notka w dużym skrócie, bo dopiero wróciłam do domu :)
Wczoraj zaczął się nowy semestr, a ja znów ciągle latam :D Na szczęście na razie na uczelni luzy, więc mogę :)
Dziś np. byłam w nowej knajpce - lifestyle 212 w skytowerze. Znana jest głównie z koktajli owocowo-warzywnych - nie powaliły mnie na kolana, a szczególnie w połączeniu z ceną, która jednak była wg mnie trochę zbyt wygórowana. Miejsce też jakoś specjalnie nie przypadło mi do gustu - niby w stylu nowoczesnych knajpek, o których ostatnio często opowiadam, ale jednak jakby czegoś tam brakowało. Jedyny plus to zwisające z sufitu dwa "fotele-jaja", w których można się poczuć jak w bujanym fotelu :D naprawdę są niesamowite :) jeśli będzie następny raz to na pewno zrobię im zdjęcie :D

A na koniec mój wczorajszo-dzisiejszy obiad :D Idealny na zimową pogodę, która opanowała Wrocław - śnieg sypie jak szalony !

Czyli kurczak w sosie czekoladowym z imbirem - trochę podobny do kurczaka z sosem czekoladowym

Składniki:
- 1 pierś z kurczaka
- kawałek imbiru
- kilka kostek gorzkiej czekolady (ja używałam akurat lindta z chilli)
- sól, pieprz
- ząbek czosnku
- czerwone wino (najlepiej półsłodkie lub półwytrawne)
- ryż
- seler naciowy

Zaczynamy od pokrojenia w drobną kostkę piersi z kurczaka, którą następnie wrzucamy na niewielką ilość oleju, doprawiamy solą i pieprzem - najlepiej ziołowym, dodajemy posiekany ząbek czosnku. Smażymy kilka minut. Następnie zalewamy niewielką ilością wody i czerwonego wina. Po chwili dorzucamy pokruszone kostki gorzkiej czekolady. I dodajemy starty imbir. Całość gotujemy na niewielkim ogniu około 20min. - w tym czasie gotujemy ryż. Seler naciowy tniemy na mniejsze kawałki.
I gotowe - smacznego :)







sobota, 16 lutego 2013

szalone zakończenie ferii :D

Nie było mnie, nie miałam czasu na bloga, bo ostatnie dni ferii chciałam wykorzystać w 100% - i chyba mi się udało :D Ledwie żyję, ale jestem mega szczęśliwa :))

W środę rano buszowałam w ciucholadach - kupiłam dwa swetry - jeden super ciepły ze 100% wełny, drugi zaś prześlicznie miętowy :) a po południu w kuchni - ugotowałam na obiad kurczaka z suszonymi pomidorami z penne, a na kolację z przyjacielem - do białego wina oczywiście - sałatkę, której zdjęć zapomniałam zrobić :D jest mega prosta - czarne oliwki, ananas, kukurydza, seler naciowy, feta - wszystko mieszany i zalewamy niewielką ilością soku z ananasa :)


W czwartek większość dnia spędziłam na sorze - w najfajniejszą ekipą, jaką mogłam sobie wymarzyć:)

Piątek był strasznie zakręcony - rano długi spacer po cieplickich parkach - polecam, jeśli będziecie w okolicy - plac Piastowski i parki Zdrojowy i Norweski w Cieplicach, czyli uzdrowiskowej dzielnicy Jeleniej Góry - piękne latem, zimą wręcz magiczne :) potem szybka herbata w Metaforze - jeśli chodzi o knajpy w Jeleniej to właściwie bywam w kilku - właśnie w Metaforze (mają moją ukochaną herbatę richmont mexican dream i niezłe wino), w Kwadracie (świetny klimat, fajni ludzie, dzieje się dużo ciekawych rzeczy), w Pakamerze (bardzo fajny właściciel, ostatnio podupadli w mojej klasyfikacji - nie było wina) i w Blues Cafe (najlepsza pizza w mieście!). Dzień zakończyłam z przyjaciółką właśnie powyższą pizzą i kieliszkiem białego wina oczywiście :D

A dziś szaleństwo na maksa :D Razem z przyjacielem wzięliśmy udział w III Karkonoskim Zjeździe Saniami Rogatymi w Jagniątkowie (czyli dzielnicy Jeleniej). Sanie rogate są większe od normalnych sanek i posiadają mocno wygięte płozy, służące jako uchwyty - a wyglądające trochę jak rogi :D Sanie te pochodzą z austriackich Alp, a atrakcją turystyczną Karkonoszy były już od 1815r. - zachowały się dokumenty mówiące o księżnej Daisy (właścicielce zamku Książ), która w 1906r. również korzystała z tej popularnej rozrywki. Niestety po 1945r. zwyczaj ten poszedł w zapomnienie - aż do niedawna - od kilku lat w Kowarach i Jagniątkowie organizowane są takie zjazdy :) Dla nas to był pierwszy raz - na pewno niezapomniany, mega fajny, atmosfera była super, poznaliśmy sporo bardzo fajnych ludzi, poza tym strasznie męczący (musieliśmy wejść na samą górę - czyli na linię startu, a droga była zwykłą leśną, zasypaną śniegiem drogą, jakieś 2 km pod górę, potem poczekać na swoją kolej-a chętnych było bardzo dużo-więc czekaliśmy jakieś 2 godziny - ale przy ognisku, śmiejąc się i wygłupiając) Sam zjazd był super - poza zaliczeniem jednego drzewa, drąc się chyba na cały las, dotarliśmy cali do mety :D Nie wiem, na którym miejscu klasyfikacji generalnej, bo na wyniki konkursu -  za kolejne 1,5 godz. już nie mieliśmy siły czekać - chociaż na mecie przy ognisku impreza zaczynała się rozkręcać -  była kuchnia polowa, pan grał na akordeonie, a ludzie mieli coraz lepsze humory :D
Niestety po dotarciu na przystanek, okazało się, że autobus mamy za pół godz. więc postanowiliśmy do Sobieszowa (następnej dzielnicy Jeleniej) dojść pieszo - okazała się to kolejna mega odległość tego dnia :D Na szczęście w Sobieszowie czekała już na nas z obiadem mama przyjaciela - z czerniną, czyli zupą z kaczej krwi. To był mój kolejny pierwszy raz tego dnia :D Na początku byłam mega przerażona i wyobrażałam sobie obrazki rodem z horroru czy filmu o wampirach - zupa okazała się bardzo dobra - i o dziwo brązowa :D i przeżyłam :D
Na koniec dnia jeszcze tylko spotkanie z dietetyczką, o której ostatnio Wam mówiłam :) czyli Zuza Zna Zasady

A jutro już koniec ferii - wracam do Wrocławia, na uczelnię i do codziennych szaleństw - we wtorek planuję wybrać się na teatralne improwizacje gościa, którego poznałam ostatnio w pociągu - na Włodkowica 21, a w czwartek do Alive na koncert Wlazi Acoustic Band, czyli zespołu wspominanego wcześniej znajomego barmana z Alive :D

A jakie Wy macie małe i duże szaleństwa ? :)

księżna Daisy, jej małżonek i Duch Gór








tu już po zakończeniu zjazdu - sanie połączone w kulig
pędzimy ! wszędzie fotoreporterzy :D
zdjęcia z boxnet.pl



wtorek, 12 lutego 2013

powróciłam z nową fryzurą :D

Wróciłam dziś w południe do Jeleniej Góry ! :)
Zdjęcia z wyjazdu będę sukcesywnie dodawać, bo na razie aparat jest u mojej przyjaciółki :)

W dużym skrócie - w piątek o 5 rano wyjechałam z Jeleniej, po 11 godzinach byłam w Olsztynie :D Domyślacie się, że piątkowy wieczór spędziłam z rodzinką przed telewizorem - na nic innego nie starczyło mi już siły :D W sobotę od rana bawiłyśmy się z Ciocią w salon fryzjerski - poniżej zobaczycie efekty :D ja jestem bardzo zadowolona :))

W sobotę o 18 przyjechała też z Krakowa moja przyjaciółka - szybkie przygotowania i ruszyłyśmy w miasto, w końcu były ostatki! Wylądowałyśmy najpierw na drinku w SARPie, czyli klubie Stowarzyszenia Architektów Polskich - miejsce bardzo nastrojowe - na dole kominek, na piętrze sporo małych stolików. Potem po dłuższych rozważaniach i krążeniu po olsztyńskiej starówce zdecydowałyśmy się na klub Stara Qotłownia - w sumie myślę, że był to niezły wybór - ludzie w porządku, poza kilkoma wyjątkami - jak wszędzie :D muzyka będąca mieszanką klubowej i starych przebojów. Ostatki można zaliczyć do udanych:)

Niedzielę spędziłyśmy zaś aktywnie - długi spacer nad jeziorem Długim i Krzywym - okazuje się, że na zamarzniętych jeziorach można robić wszystko - łowić ryby w przeręblu, jeździć na bojerach, na biegówkach, na rowerze, można też spacerować, kąpać się w przeręblu - i pewnie jeszcze wiele innych rzeczy - tylko tych kilku udało mi się być świadkiem :D
Wieczorem jeszcze spacer po starówce, w okolicach zamku, nad Łyną - zakończył się bardzo nieudaną wizytą w herbaciarni ZEN - w żadnym wypadku nie polecam Wam tego miejsca - herbaty bardzo dobre, miejsce prześliczne, tylko, że pracująca tam pani nie miała pojęcia o sposobie przygotowywania zielonej herbaty :/ zalała nam ją wrzątkiem, z pływającymi w dzbanuszku herbacianymi fusami... i tym sposobem herbata stała się obrzydliwa.. Za to towarzystwo miałyśmy bardzo miłe - poznanego w klubie jegomościa z Mrągowa :)

W poniedziałek rano wyruszyłyśmy w drogę powrotną - po drodze zahaczyłyśmy o Toruń. Niestety pogoda ewidentnie nam nie dopisała - wiał zimny wiatr i padał śnieg.. Ale nie przeszkodziło nam to w łażeniu po starym mieście, w obejrzeniu Kopernika, ruin zamku krzyżackiego, Wisły, Krzywej Wieży, w zjedzeniu obiadu w barze mlecznym, w wypiciu kawy w świetnym lokalu o nazwie Manekin, mnie nawet nie przeszkodziło w kupieniu butów na lato :D Spędziłyśmy bardzo zimne i bardzo miłe 6 godzin w Toruniu, a potem wyruszyłyśmy w drogę powrotną - każda w swoim kierunku, ja z przesiadką w Bydgoszczy do Wrocławia, a Olka z przesiadką w Warszawie do Krakowa :)

Wyjazd mega męczący, ale było warto :)

 A TUTAJ mój archiwalny wpis o Olsztynie - dużo letnich fotek :)) Olsztyn

jezioro Krzywe - plaża miejska
jezioro Krzywe




jezioro Długie
plażujemy :D





herbaciarnia



ratusz w Olsztynie
Toruń
 
 





ruiny zamku krzyżackiego






 
krzywa wieża


 




piernikarka



pies Filuś


stat4u