niedziela, 26 kwietnia 2015

Mumlavsky wodospad - Harrachov

To był szalony tydzień, najpierw w sobotę i poniedziałek dyżury, w niedzielę "Wyprawa czarownic" w teatrze, w środę po pracy basen, w czwartek po pracy druga praca, czyli szkoła, a zaraz po niej spotkanie naukowe w medycznych klimatach, uff, ledwie dotrwałam do piątku - w końcu czas na relaks - najpierw po pracy fryzjer, a potem nowa knajpka, która mnie naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczyła, czyli Lord Lounge.
A w sobotę wycieczka do czeskiego Harrachova - kierunek Mumlavsky wodospad, a potem oczywiście knedliki :))
I przyszła już pierwsza paczka z Chin - bluza jest super, cienka, ale z bardzo przyjemnego w dotyku materiału :)















A od jutra zaczynam akcję wielkie pakowanie - w środę wieczorem wyjeżdżamy z Jordanem na weekend majowy do Trójmiasta, ja stamtąd prosto jadę na 3 tygodnie do Olsztyna na staż do kliniki hematologii, a potem wracając zahaczam o Poznań - 23.05 moja przyjaciółka ze studiów ma wieczór panieński - oj, będzie się działo :D
Postaram się oczywiście wrzucać co jakiś czas nowe posty, ale sami rozumiecie - nie będzie to proste :)

Więcej zdjęć mojego Jordana możecie obejrzeć : fotojordanplis.blogspot.com

wtorek, 14 kwietnia 2015

niedzielne spacery

Weekend na szczęście miałam wolny od pracy, więc postanowiliśmy z niego skorzystać :) W sobotę trochę zakupów odzieżowo-obuwniczych, a w niedzielę czas na świeżym powietrzu. Jak dobrze, że już przyszła wiosna :))
Wybraliśmy się na spacer do parku w jednym z moich ulubionych pałaców czyli Wojanowie, potem była jeszcze Żwirownia, czyli "woda", którą uwielbiam w słoneczne dni, a na koniec Góra Szybowcowa, czyli rewelacyjny widok na Jelenią Górę i Karkonosze.
W Pałacu skusiliśmy się jeszcze na deserek - Jordan na bezę z marcarpone i owocami, ja na niesamowity krem kawowo-czekoladowy z granitą z marakui.

A na zdjęciach moja nowa zakupiona w reserved w sobotę koszula - w lody :) i chustka, która dostałam w prezencie od mojego przyjaciela :)































i mój przepyszny deser


A dziś właśnie dochodzę do siebie po mega ciężkim dyżurze, spałam może ze 2 godziny w nocy... kolejny dyżur w sobotę, potem jeszcze poniedziałek i koniec z dyżurami w tym i prawie całym kolejnym miesiącu - na 3 tygodnie maja wyjeżdżam na staż do kliniki hematologii do Olsztyna :) A wcześniej weekend majowy spędzamy z Jordanem w naszym ukochanym Trójmieście :)

sobota, 11 kwietnia 2015

muffiny pomarańczowo-czekoladowe

Dziś kolejny przepis cukierniczy - ostatnio mam fazę na punkcie pieczenia :)
Muffiny zawsze robię wg standardowego przepisu, dodając tylko, to co akurat wymyślę, to na co akurat mam ochotę :)
Tym razem były to muffiny świąteczne, więc postanowiłam dodać pomarańczę, imbir i czekoladę.

Składniki:
- 2 szklanki mąki
- 2/3 szklanki cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 szklanka mleka
- 0,5 szklanki oleju
- 2 jajka
- sok i skórka z 1 pomarańczy
- 10 kostek czekolady mlecznej
- 1 łyżka kakao
- starty mały kawałek imbiru

Wszystkie składniki mieszamy łyżką, umieszczamy w formie do pieczenia muffin, pieczemy 30 minut w 180 stopniach.







 A jeśli chodzi o fazy kulinarne to zakupiłam sobie ostatnio "przepiśnik", czyli zeszyt na przepisy, wybrałam prześliczny z moim ukochanym łowickim wzorem :D Kiedyś mi się wydawało, że fanaberią jest posiadanie zeszytu na przepisy, ale w tym zakochałam się od pierwszego wejrzenia - jest super podzielony na rozdziały, łatwo można znaleźć swoje ulubione przepisy, do tego zawiera też kilka przepisów od autora, jednym słowem używam go prawie codziennie w kuchni :)


Kończąc ten post, ale jednak dalej mówiąc o jedzeniu - byłam wczoraj na jednodniowym kursie we Wrocławiu, gdzie nie mogłam nie zajrzeć do mojej ulubionej restauracji, czyli Pinoli. Tym razem zdecydowałam się na policzki wołowe z warzywami i buraczanym kaszotto. Policzki niesamowicie miękkie, Jedyne co bym zmieniła to może tylko nieco bardziej wyraziście je doprawiła. Ale i tak były pyszne :)



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

sernik cytrynowy

Witajcie kochani, właśnie wróciłam z mojego świątecznego dyżuru i postanowilam podzielić się z wami kolejnym przepisem na sernik - tym razem cytrynowy.


Spód:
- kruche ciasto : 100g cukru
                           200g masła
                           300g mąki
                           2 jajka
                           kakao

Ciasto zagniatamy i wkładamy do lodówki - ja wkładam do zamrażalnika na 15min.

Masa serowa:  500g sera na sernik
                        250g mascarpone
                        4 jajka
                        1 szklanka cukru
                        1 łyżka mąki ziemniaczanej
                        1 łyżka mąki pszennej
                        skórka z 2 cytryn i sok z 2 cytryn

Kruche ciasto umieszczamy w piekarniku rozgrzanym do 160 stopni na 10min, następnie wylewamy masę serową i pieczemy ok. 1,5 godziny, zmniejszając temperaturę pieczenia do 140 stopni. Ja sernik zostawiam potem w piekarniku na kilka godzin, żeby ostygł spokojnie. A potem umieszczam w lodówce na noc.
musicie wybaczyć mi to "podyżurowe" zdjęcie resztek sernika - wyszedł naprawdę przepyszny :))




P.S. Dyżur miałam o dziwo bardzo spokojny - zdążyłam obejrzeć film, do którego zabierałam się od dawna, czyli "Róża" - jak zawsze niesamowita Agata Kulesza, którą uwielbiam. I zamówić kilka rzeczy z "chińskiego allegro", czyli aliexpress.com - sukienkę i dwie bluzy - zdjęcia poniżej. Chociaż jeśli chodzi o bluzy to totalnie nie mogłam się zdecydować - podobało mi się tysiące wzorów :D Już nie mogę się doczekać aż przyjdą, chociaż to jest właśnie jedyny minus chińskich zakupów - trzeba na nie poczekać ok. 2-3 tygodnie..
A jutro znów mam dyżur :D





G12

czwartek, 2 kwietnia 2015

sernik szwarcwaldzki na zimno

Od jakiegoś czasu moją ukochaną stroną, jeśli chodzi o wypieki - są mojewypieki.com, a od czasu kiedy od kilku dni mam nowy telefon - moją ukochaną aplikacją stała się właśnie aplikacja "moje wypieki" :D Tam też znalazłam przepis na poniższy sernik - szwardzwaldzki, zwany też black forest.
Zmodyfikowałam jedynie ilość składników - wolałam mieć więcej tego pysznego ciasta :D Jeśli chcecie przepis oryginalny - odsyłam do strony albo aplikacji.
Polecam - robi się bardzo łatwo, a na święta jak znalazł :)

Składniki:
- spód: 250g markiz z nadzieniem czekoladowym
            100g masła
            plus kakao, żeby spód miał intensywnie ciemny kolor
            plus niewielka ilość mleka, żeby spód ładnie się trzymał

- masa serowa : 500g twarogu na sernik
                          400g śmietanki 30%
                          0,5 szklanki cukru (można dać więcej jeśli ktoś lubi słodkie)
                          1 op. cukru waniliowego
                          30 g żelatyny
                          1/4 szklanki gorącej wody

- na wierzch : 2 galaretki wiśniowe
                       1 op. wiśni mrożonych


Zaczynamy od rozkruszenia ciastek (na miazgę), zalania ich roztopionym masłem, odrobiną mleka i dosypaniem kakao. Całość umieszczamy na dnie tortownicy, która następnie ląduje w lodówce na czas przygotowywania reszty ciasta.

Masa serowa - ser miksujemy z cukrem, cukrem waniliowym. Śmietanę miksujemy aż do uzyskania bitej śmietany. A żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i odstawiamy do ostygnięcia.
Następnie do masy serowej powoli dodajemy ostudzoną żelatynę, jednocześnie miksując, żeby nie powstały grudki, a potem ubitą śmietanę. Tak powstałą masę wylewamy na przygotowany wcześniej spód. Wstawiamy na kilka godzin do lodówki.

Przygotowujemy potem galaretki - zalewając 500ml gorącej wody, po czym odstawiamy, aby stężały. Wiśnie rozmrażamy. Kiedy galaretka będzie prawie stężała, wiśnie umieszczamy na masie serowej, a na nich galaretkę. Na noc ciasto wkładamy do lodówki.


                       







Wesołych Świąt kochani!
Moje będą w tym roku nieco inne niż zwykle - w niedziele świąteczną mam 24-godzinny dyżur w szpitalu, więc świątecznie spotykam się z ojcem w sobotę na obiad, a potem już zacznę przygotowania do dyżuru. Śmigus dyngus minie mi na odpoczynku i ewentualnym odsypianiu. A we wtorek znów mam dyżur. Wam życzę w takim razie dużo odpoczynku w te święta :)

A co do mojego pierwszego dyżuru - jakoś przeżyłam, nie było najgorzej, chyba jedynym mankamentm jest ten totalny niedobór snu - mam nadzieję, że do tego jakoś da się przywyczaić :) Bo dziś ledwie żyję :D
stat4u