czwartek, 20 czerwca 2013

lato we Wrocławiu :)

Żar leje się z nieba, a ja siedzę we Wrocławiu :D
Nawet  nie bardzo mam siłę pisać - tak wykańcza mnie ten upał...
Na termometrze w centrum miasta wczoraj w cieniu było 32,5 stopnia !
W tramwajach nie da się wytrzymać, człowiek w ciągu 5 sekund pokrywa się chyba całym dostępnym potem :D Już nawet zimna woda, wachlowanie się, lody, ani przewiewne stroje nie pomagają :D
Ale to wszystko oczywiście nie zmusza mnie ani trochę do siedzenia w domu :D
W poniedziałek w tym skwarze załatwiałam ostatnie sprawy na uczelni i robiłam zakupy w secondhandzie:D We wtorek na Kafe Plaża mieliśmy grupowe pożegnanie - na szczęście akurat przyszły chmury - niestety nie spadła ani kropla deszczu :(
Poniżej jeszcze zdjęcia z koncertu w UP, o którym pisałam ostatnio - po koncercie spacerowaliśmy z Jordanem nad Odrą plus sukienka mojej mamy :)

A wczoraj zrobiłyśmy z dziewczynami najlepsze co mogłyśmy -  czyli pojechałyśmy nad Morskie Oko :D Nie do Zakopanego niestety :D We Wrocławiu mamy swoje :D To takie miejskie kąpielisko - byłam tam pierwszy raz, ale polecam - na upały idealne - można rozłożyć się pod drzewami w cieniu, a w celu ochłodzenia się skorzystać z kąpieli - woda idealna :))

A dziś planujemy małe spotkanie pożegnalne z przyjaciółmi, którzy jeszcze zostali we Wrocławiu - bo większość już się porozjeżdżała... Pieczemy z Jordanem ciasta, może zrobię jeszcze chłodnik - jak dostanę jakąś ładną botwinkę, będzie wino, jakieś przekąski, a wszystko w ogrodzie domu, w którym przez całe studia mieszkał Jordan :)

W piątek jeszcze wieczór filmowy z dziewczynami, w sobotę jedziemy szukać sukienki na bal do Factory, po drodze jeszcze parę pożegnalnych spotkań z przyjaciółmi, i w niedzielę wyprowadzam się z Wrocławia... Ale mamy już plany z grupową ekipą na początek lipca - impreza w Wałbrzychu, potem impreza w Przesiece, a potem może nawet spotkamy się w Trójmieście :D
Ostatnie dni pokazują, że myliłam się - będę tęsknić za niejedną osobą z mojej uczelni - ale mam nadzieję, że będziemy się często spotykać :)








wtorek, 18 czerwca 2013

ciężkie życie absolwenta :D

Wniosek z ostatniego tygodnia po zakończeniu studiów jest prosty - życie absolwenta jest bardzo ciężkie :D Nie trzeba się uczyć, można robić wreszcie wszystko to, na co ma się ochotę - i człowiek ledwie żyje z tego nadmiaru atrakcji :D
Studia skończyłam w środę - wszystkie egzaminy zdałam, wczoraj już nawet złożyłam wszystkie papiery, indeksy do dziekanatu i mogę powiedzieć z pewnością - jestem lekarzem :) Z tej okazji spotkały mnie też bardzo miłe chwile - przyjaciółka ze szkolnej ławki zrobiła mi niespodziankę - prezent na zakończenie studiów :) Bardzo to było miłe, zupełnie się nie spodziewałam :) A wczoraj do kompletu prezentów dołączyła płyta Dawida Podsiadło - od Jordanka :)
Wracając do ostatniego tygodnia - po ostatnim egzaminie była sesja zdjęciowa - zgodnie z tradycją wszyscy na ostatni egzamin przebraliśmy się - ogólnie tematyka była filmowa :) ja przebrałam się za pin up girl - nic lepszego w szafie nie znalazłam :D
Potem wieczorna impreza pożegnalna - najpierw 4-godzinny rejs statkiem po Odrze - niesamowity - chyba jeszcze nigdy nie bawiłam się aż tak dobrze :D A potem afterparty w klubie :) Wytańczyłam się chyba za wszystkie czasy :D
W czwartek jeszcze koktajl na dachu z przyjaciółką - moje nowe odkrycie - UP na dachu Timesa na Kazimierza Wielkiego - polecam, świetne miejsce :) Wczoraj byłam tam na koncercie Igora Marinowa - gościa z Must Be The Music - klimatyczna muzyka :)
Czwartkowy wieczór jeszcze z ludźmi z roku na ognisku urodzinowym kumpla - w totalnej głuszy, czyli wrocławskim lesie nad Oławą - były śpiewy przy ognisku, kiełbaski i niezliczona ilość komarów i repelentów, którymi popsikaliśmy się chyba cali :D Niesamowity wieczór :)
A w piątek wyruszyliśmy nad jezioro Nyskie - pogoda była świetna, plażowaliśmy, spacerowaliśmy, kąpaliśmy się w jeziorze, grillowaliśmy, trochę odpoczywaliśmy, a trochę wkurzaliśmy się na chłopaków z domku obok, którzy akurat urządzali sobie weekend kawalerski :D W niedzielę jeszcze jedliśmy niesamowicie pyszną pizzę w restauracji prawdziwego Włocha w Jarnołtówku i na koniec odwiedziliśmy Zamek Moszna - prześliczne miejsce :)) Jednym słowem - świetny to był weekend :D

Na zdjęciach znad jeziora mam mój nowy kombinezon z second handu :D

































wtorek, 11 czerwca 2013

słów parę :)

Na początek kilka słów wyjaśnienia - moje ostatnie zaniedbania bloga wynikają po pierwsze z problemów z internetem - kabel odmawia mi posłuszeństwa :( poza tym ostatnie tygodnie jak wiecie spędziłam nad psychiatrią, którą napisałam w piątek (mam wrażenie, że całkiem nieźle - wyniki jutro), jutro też mam ostatni egzamin na studiach - z medycyny rodzinnej.
I w tym miejscu nasuwa mi się tylko jedna myśl - wow, udało się, jutro kończę studia, studia, które zawsze były moim największym marzeniem, które zawsze wiedziałam, że chcę skończyć, ale zawsze wydawało się to totalnie odległym, prawie nierealnym celem - który pewnie kiedyś nastąpi, ale jeszcze tyle dróg trzeba przejść, tyle walk stoczyć, że człowiek skupiał się tylko na każdej walce, prawie codziennej, bo studia te nie należały do najłatwiejszych - były momenty radości, ale były też momenty, kiedy człowiek miał tego wszystkiego dość i chciał uciec do domu. I zwykle tak się kończyło - wiszeniem na telefonie z mamą, czy przyjazdem do Jeleniej. Aż do czasu, kiedy dwa lata temu świat się zawalił i od kiedy trzeba było zacząć radzić sobie samemu, bez tego poczucia, że wszystko będzie dobrze, że zawsze ktoś stoi za tobą murem.
Tym bardziej trochę nie wierzę, że udało się. Że za dwa tygodnie wyprowadzam się z Wrocławia, że wracam do mojej Jeleniej Góry, że od października zaczynam staż w moim ukochanym szpitalu. Że chyba już jestem lekarzem :) Chociaż nie wszystko wygląda tak jak sobie wymarzyłam. Widocznie nie można mieć wszystkiego...

Na koniec parę zdjęć, na których wcale nie wyglądam jak poważna lekarka - nie wiem, czy kiedykolwiek taką się stanę :D
Weekend we Wrocławiu - w pt nabożeństwo w synagodze, potem dawna Casablanca, czyli obecnie Bułka z Masłem - super lemoniada w słoiku :D W sobotę wymierzyłam chyba całe Mohito w poszukiwaniu sukienki na bal absolwenta - który na szczęście dopiero w listopadzie - może do tego czasu uda mi się znaleźć idealną :D potem Europa na widelcu, czyli festiwal jedzenia na rynku - przy okazji - mega podoba mi się wystrój wrocławskiego rynku - totalnie letni, kwiatowy, zdjęcia poniżej zrobione pod samym pręgierzem - na leżaczkach poznałam bardzo fajną koleżankę :D
Wieczór w patio Manany na koncercie Neoklez - świetna klezmerska muzyka z nutką folkowych bałkańskich brzmień :) Na koniec dnia fontanna multimedialna na Pergoli i grupowo Cafe Plaża nad Odrą:)
Na koniec weekendu - wypad na Świebodzki - za tym miejscem mega będę tęsknić ! Marynarka i sukienka za jedyne 10zł :D a potem Cafe Museum w bunkrze na Pl. Strzegomskim i oczywiście leżaczki :D Świetny to był weekend :))

Co do najbliższych planów - jutrzejszy poegzaminacyjny wieczór spędzam na stateczku wynajętym przez ludzi z mojego roku - taka tradycja na medycznej - ostatnia studencka impreza na statku na Odrze :) A w piątek wyjeżdżam z Jordanem i przyjaciółmi nad jezioro koło Nysy - odpocząć trochę po tym szaleństwie egzaminacyjno-naukowym. Obiecuję przywieźć sporo zdjęć :))
Tym czasem - trzymajcie kciuki za mój jutrzejszy ostatni egzamin :)




sobota, 1 czerwca 2013

chwila wytchnienia od nauki :)

Zgodnie z planem ostatni tydzień spędziłam na nauce psychiatrii - która jednocześnie jest mega ciekawa, jak i mega nudna, a i momentami nieźle przerażająca :D Ale ogólnie rzecz biorąc - bardzo dużo daje mi ta nauka, każdego dnia dowiaduję się nowych cennych rzeczy, faktów, przyczyn, teorii dotyczących różnych zaburzeń, jak i ich leczenia. Na pewno nie chcę zostać psychiatrą, ale wiedza ta przydaje mi się już na co dzień. I to jest niesamowicie fajne :) A egzamin w piątek.

W środę niestety dotknęła mnie klęska - mianowicie w kontakcie z moim kolanem totalnej awarii uległ telefon :((  Na szczęście przyjaciele pożyczyli mi swój - przynajmniej mam jakikolwiek kontakt ze światem - powiem Wam, że może to głupie, ale te kilka godzin bez telefonu przeżyłam jakby ktoś nagle zostawił mnie na bezludnej wyspie, bez kontaktu ze światem. Dobrze, że mam chociaż internet, bo tak byłabym zupełnie odcięta od świata... Trzeba przyznać - moje uzależnienie od telefonu jest dosyć silne :D A może nawet nie do końca do telefonu jako do urządzenia, tylko do mojego własnego egzemplarza, na którym miałam moją ulubioną muzykę, najfajniejsze zdjęcia, które poprawiały mi humor w gorszych momentach - jak np. zachód słońca na molo w Sopocie :) kalendarz ze wszystkimi ważnymi wydarzeniami, notatnik  z informacjami wartymi zanotowania i milion mniej lub bardziej słodziakowych czy śmiesznych mmsów. Jakbym razem z nim straciłam część siebie. I przy okazji oczywiście też wszystkie numery telefonów :D Ale jak ze wszystkimi stratami w życiu - trzeba się pogodzić. Chociaż akurat w tym nie jestem zbyt dobra, ale to nie jest temat na dzisiejszego posta.

W związku z tym w czwartek - po zakończonej nauce wyruszyłam do Jeleniej Góry - m.in. w celu załatwienia nowego telefonu. Niestety umowę w playu mogę przedłużyć dopiero za miesiąc :(
Przy okazji musiałam odwiedzić mój ukochany SOR, kawę wypić z przyjacielem, z przyjaciółką połazić po ciucholandach - w tej materii podobnie jak w telekomunikacyjnej - też nie miałam szczęścia... Podobnie było z ZUSem - tam akurat pocałowałyśmy klamkę :D W przerwie między porannym bieganiem po mieście, a wieczornym ukulturalnianiem się - skorzystałam z jedynych promieni słońca w ten długi weekend i wyłożyłam się na leżaczku na balkonie :) Dawno nie było mi tak dobrze, tak błogo, prawie tam zasnęłam :D Przy okazji wypróbowałam aparat zastępczego telefonu - efekty (zupełnie nie przerobione) możecie podziwiać poniżej :)
A wieczór minął pod hasłem Pestka, czyli międzynarodowy festiwal teatrów awangardowych. Pierwszy spektakl - może i był awangardowy, ale pod względem chyba poziomu - poczułam się jakbym znalazła się w kinie na filmie klasy D, a może Z jeśli takowa istnieje :D Zupełnie serio pierwszy raz w życiu chciałam wyjść ze spektaklu - a należę do wielkich miłośniczek teatru, nie wynikało to w żadnej mierze z mojego niezrozumienia spektaklu - raczej przepełniało mnie uczucie totalnego zdziwienia, jak można wymyślić taką sztukę i jak można na festiwalu przedstawiać ludziom coś takiego. Do dziś nie znam odpowiedzi. Drugi spektakl na szczęście zatarł złe wrażenie na temat festiwalu - dziewczyny z Teraz Poliż były niesamowite, a sztuka świetna - księżniczki z bajek w nowoczesnym, dosyć brutalnym opowiadaniu, w dzisiejszych realiach pełnych kobiecych problemów, dążenia do doskonałości, pełnych samobójstw, zabójstw, dzieciobójstwa, walki o ideologię, czy zarabianiu na życie własnym ciałem. Bo dzisiejszy świat kobiet ma różne oblicza.
Na koniec dnia koncert zespołu "Kumka Olik" - jeśli jeszcze o nich nie słyszeliście polecam :) Bardzo pozytywna muzyka z fajnymi tekstami, którą kiedyś ktoś mnie zaraził :)

Dziś wracając w strugach deszczu do Wrocławia - po prostu się uśmiechałam :)
Fajnie czasem zrobić sobie taką małą przerwę od nauki, wyjechać, zobaczyć coś, przeżyć, zapomnieć na chwilę o bieżących problemach, poczuć jakby ważne było tylko tu i teraz - takie carpe diem w minimalistycznym wydaniu :) Wracam do mojej zapomnianej, zarzuconej gdzieś w gonitwie, filozofii łapania małych drobinek szczęścia :) Właśnie zaczęłam je łapać i nie zamierzam poprzestać :) Wam też życzę dużo takich drobinek na waszej drodze, musicie tylko je zauważyć i złapać :D



stat4u