środa, 30 kwietnia 2014

tiramisu

Dziś kolejny pomysł na domowe pyszności - tym razem deser tiramisu.

Składniki:
- 500g mascarpone
- 3 jajka
- 3 łyżki cukru
- 150g biszkoptów
- 50g gorzkiego kakao
- 70ml mocnej kawy
- 2 łyżki likieru kawowego

Mascarpone mieszamy z żółtkami i cukrem. Białka ubijamy na pianę, dodajemy do reszty. Biszkopty moczymy w kawie wymieszanej z likierem (każdy biszkopt namaczamy 3sekundy). Na dno naczynia (najlepiej zrobić porcje 1-osobowe np. w małych pucharkach czy szklaneczkach) kładziemy biszkopty, na to krem, posypujemy kakao i czynność powtarzamy. Na 3 godziny umieszczamy w lodówce. I gotowe. Bardzo niestety kaloryczne, ale przepyszne :D



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

domowe burgery

Zgodnie z obietnicą dziś post o kulinarnych zajawkach :)
Tym razem moja przygoda z burgerami - które we wrocławskich knajpach uwielbiam :) Dlatego też postanowiłam przenieść je do mojej kuchni. I udało się :)

Zaczęłam od bułek - przepis od przyjaciółki lekarki ze słodkiej wyspy, a teraz też twórczyni bloga - smakowawyspa.blogspot.com.
Składniki(na 8 bułek):
- 3/4 szklanki ciepłej wody
- 1/3 szklanki mleka w proszku
- 2 łyżki masła roztopionego i ostudzonego
- 1,5 łyżki cukru
- 3/4 łyżeczki soli
- 8g drożdży
- 1 jajko
- 2,5 szklanki mąki pszennej


Wodę, mleko, masło i cukier wymieszać. Dodać drożdże, zamieszać i odstawić na 10min. Dodać jajko, połowę mąki i sól, zagnieść ciasto, powoli dodawać resztę mąki. Ciasto przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na 1godz. Potem uformować 8 bułek, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć ściereczką jeszcze na 45min. Na koniec można posmarować żółtkiem wymieszanym z mlekiem i posypać sezamem (dla mnie był to już nadmiar czynności :D ) Piec w temp. 200stopni przez 12-15min.




W między czasie przygotowujemy zawartość naszych bułek : - 300-400g mielonego mięsa wołowego (najlepiej samemu zmielić albo odwiedzić sklep, gdzie mięso zostanie zmielone przy nas) - kilka plasterków żółtego sera - rukola - sałata lodowa - pomidor - kilka plasterków boczku
- 2 czerwone cebule
- czosnek (kilka ząbków)
- sól, pieprz, zioła prowansalskie, oregano, sos worcester, sos bbq, jajko, bułka tarta

Mięso mieszamy z posiekaną jedną cebulą i czosnkiem, doprawiamy solą, pieprzem, ziołami i sosami worcester i bbq, dodajemy jajko i jeśli jest taka potrzeba niewielką ilość bułki tartej. Formujemy "kotlety". Smażymy na rozgrzanej patelni grillowej, z niewielką ilością oliwy ok.2 min z każdej strony. Jeśli wolicie bardziej wysmażone to oczywiście smażycie nieco dłużej. Ja jestem fanką średniego stopnia wysmażenia. Do bułek wkładamy sałatę, rukolę, plasterek pomidora, sera, przysmażonego boczku, krążek cebuli, gdzieś po drodze umieszczamy mięso - posmarowane jeszcze na wierzchu sosem bbq. Przykrywamy górą bułki, wbijamy patyczek do szaszłyków i gotowe ! Pychota :D Jeden burger na osobę zdecydowanie wystarczy :D
Taki jest mój pomysł na domowe burgery - wy oczywiście możecie dodać wasze ulubione dodatki, albo to, co akurat będziecie mieć w lodówce :)






czwartek, 24 kwietnia 2014

Dawno mnie nie było. Zdążyłam odbyć dwa kursy we Wrocławiu, każdy prawie tygodniowy, zdążyłam pokrążyć sporo na trasie Jelenia Góra-Wrocław, pożyć trochę na walizkach, podenerwować się, i nawet dosyć porządnie mieć po dziurki w nosie całego tego życia w biegu i w ciągłej podróży (chociaż podróże uwielbiam). Na drugim kursie naprawdę miałam ochotę rzucić wszystko i wrócić do domu. Ale zostać musiałam. Humor poprawiła mi trochę nowa koszula kupiona w Stradivariusie i Improkracja - czyli improwizowany kabaret tworzony przez świetnych ludzi we Wrocławiu. Polecam z całego serca - 1,5 godziny świetnej zabawy za 15zł na Włodkowica 21 :) Może jeszcze w maju uda mi się ich zobaczyć :)
Poza tym zwiedzałam też Pałac Królewski - który wszystkim polecam - musicie tylko pamiętać, że zamykają o 17, bo nas pani trochę zdziwiła mówiąc, że zaraz zamykają, a my w historii Wrocławia byliśmy dopiero w okolicach I wojny światowej :D

w pałacu
nowa koszula i nowa marynarka :)
i obraz, który mi się najbardziej spodobał :)
We Wrocławiu - oprócz obrzydliwie nudnych kursów - były też spotkania ze studenckimi przyjaciółmi, było poznawanie nowych knajp, nowych smaków, ale też odwiedzanie miejsc dawno nie widzianych. Tym razem były pyszne zupy w Zupie, wino w BikeCafe, jakiś lunch w Bułce z Masłem, kolacja w nowej tajskiej knajpce na przeciwko Kredki i Ołówka, obiad u Chińczyków w Hanoi, któryś wieczór w Cocofli, sałatka w Cegielni i frytki w Amsterdamie. Jeśli chodzi o hity wyjazdu - to muszę opowiedzieć wam o rewelacyjnym miejscu z shake'ami - Shakewave na Kotlarskiej (tuż obok Amsterdamu, Cegielni i tzw.włoskiego pasażu). Miejsce po prostu bajkowe :D Tuż za progiem wita nas kolorowe wnętrze pełne wszelkiego rodzaju słodyczy :D Zupełnie jak w sklepie ze słodyczami :D Zaraz obok pojawiają się owoce, warzywa, a tuż przed nami widzimy sprzęt do robienia shake'ów :D Najlepsze, albo i najgorsze, jest to, że naszego shake'a wymyślamy sami! Mamy w tym pełną dowolność :D Mój ostatecznie składał się z gruszek, pomarańczy i ciastek jeżyków, do tego jak w każdym było mleko i lody - i smakował ekstra! Zapłaciłam za mały rozmiar 9,90 - ale były to przepysznie wydane złotówki :D


Drugim miejscem, o którym muszę wam opowiedzieć jest Karavan (pisane Krvn). Odwiedzane przeze mnie nieraz, ale raczej w godzinach wieczornych, w celach alkoholowo-posiadówkowych. Tym razem stał się moim ulubionym miejscem na lunch, miejscem z rewelacyjnym kucharzem i świetnym jedzeniem - codziennie innym w stałej cenie za zestaw 19zł. Jeden dzień to była zupa krem z pokrzywy z wędzoną makrelą i pietruszkową pianką, do tego smażony szczupak na risotto ze świeżymi warzywami. Drugi dzień - chłodnik grejfrutowo-malinowy z bezą plus przepyszna golonka z indyka z ziemniaczkami i sałatką ze świeżym szpinakiem. Aż chce się żyć jedząc takie pyszności :)) Polecam to miejsce wszystkim :)

chłodnik 

i stylizacje w nowych ciuchach :)





A potem były jeszcze szybkie przygotowania przedświąteczne, szybkie sprzątanie, gotowanie i jeszcze szybsze tych świąt przeżycie. Z pozytywniejszych aspektów - były też bardzo miłe spotkania ludzi, przyjaciół, znajomych niewidzianych nawet kilka lat :D
A po świętach - powrót do pracy, zmiana oddziału z pediatrii na neonatologię i kolejny ciągły brak czasu :D Ale teraz postaram się poprawić - pisać częściej, częściej odwiedzać wasze blogi, no i mieć w końcu czas na bieganie, bo przez to jedno wielkie szaleństwo znów się zaniedbałam :D
A w najbliższym czasie opowiem wam o moich nowych zajawkach kulinarnych :)
Jak tylko wrócę ze Stacji Warszawa - to dziś, i niedzielnego teatru - tym razem thriller "Autobus" :D
Miłego dnia kochani :))


środa, 2 kwietnia 2014

po powrocie :)

Wróciłam! Na pewno nieco odmieniona, na pewno nieco bardziej świadoma - siebie, innych, różnych zjawisk, zdań, które wokół mnie powstają, wróciłam nieco wypoczęta, ale i nieco zmęczona, wróciłam trochę z kursu, a trochę z wakacji. Wróciłam. A o tym, co się działo przez ostatni tydzień zaraz wam opowiem.

Najpierw o kursie może.
Bycie lekarzem do najłatwiejszych nie należy. Bycie lekarzem perfekcjonistą, który zawsze chce być najlepszy, który chciałby mieć tylko sukcesy - to już zupełna jazda bez trzymanki na własnej psychice. O wypaleniu zawodowym i radzeniu sobie ze stresem na tym kursie też rozmawialiśmy. Jakże oczyszczające było ćwiczenie, kiedy mieliśmy powiedzieć, kim jesteśmy, kiedy wychodzimy z pracy, kiedy przestajemy być lekarzami. Bo każdy normalny człowiek - wychodzi z pracy i jest sobą, jest wolny. A my wymagamy od siebie bycia lekarzem całą dobę, przynosimy problemy naszych pacjentów do domu, ich choroby, ich emocje, nasze emocje z tym związane. I tłuczemy naszą głowę ciągłym rozmyślaniem o pracy.
Ja od powrotu z kursu staram się problemy pracy zostawiać w pracy, nie roztrząsać ich w domu, w drodze z pracy poradzić sobie ze wszystkim, wszelkie kwestie przemyśleć, a te niedokończone wyrzucić z siebie podczas biegania. Na razie idzie mi całkiem nieźle :)
Przywiozłam ze sobą też myśl, że nie za wszystko jestem odpowiedzialna, że nie dam rady uratować całego świata, że nie zawsze robiąc wszystko, co w mojej mocy, będę w stanie drugiego człowieka uratować. I że nie ma sensu stresować się rzeczami od nas bezpośrednio niezależnymi.
A potem ćwiczyliśmy też - asertywność, negocjacje, rozmawialiśmy o manipulacjach, a także o radzeniu sobie w trudnych sytuacjach. A także o "dawaniu sobie prawa" - począwszy od tego, że "mam prawo do własnego istnienia", skończywszy na prawie do własnego zdania, własnych decyzji, do posiadania gorszego dnia, do mylenia się, do słabości.
Szkolenie było swego rodzaju grupą terapeutyczną. Wychodziły na wierzch głęboko skrywane emocje, zachowania, każdy trochę się otwierał, pokazywał swoje mocne, ale i słabe strony. Ale i każdy z tej naszej terapii wynosił coś dla siebie - informacje o sobie, o innych, pewne przemyślenia i modele zachowań, które mogą przydać się w życiu. Nie tylko w pracy.
Ja już pierwszego dnia po powrocie zauważyłam, że potrafię kontrolować swoje emocje, zachowania, kiedy słyszę w moim kierunku komentarze, które nie powinny mieć miejsca. Po tygodniu ciężkiej pracy nad sobą potrafię ich totalnie nie słyszeć. Bo nie zawsze sytuacja pozwala na udzielenie asertywnej odpowiedzi. Czasem wystarczy umieć się odciąć.


A jeśli chodzi o wakacje :D Hotel Faleza w Jastrzębiej Górze - super! Jedzenie pyszne - ilości zupełnie nie do przejedzenia, które jednak znalazły się w moim brzuszku - obecnie nieco większym :P Do dyspozycji gości sauna i jacuzzi. Poza tym widok na morze - niesamowity. Po wyjściu z hotelu czeka nas tylko przeprawa przez klif, czyli spora ilość schodów w dół do pokonania - okropnie stromych, a z powrotem niemiłosiernie wysokich :D A potem już tylko plaża i morze :) czego chcieć więcej.. no może temperatury odpowiedniej do morskich kąpieli, bo morsem chyba nigdy nie zostanę. Jastrzębia Góra poza sezonem przeraźliwie wymarła... Może ze dwa czynne sklepy, jeden bar, jeden Dom Whiskey i jedna czynna restauracja z cenami jakby był środek sezonu... Ale mi w zupełności wystarczył hotel, plaża i latarnia morska :D Morze działa na mnie tak totalnie pozytywnie, że już nic więcej do szczęścia nie potrzebuję :)
pierwsze zdjęcie - prosto po przyjeździe do hotelu :D


Najfajniejsza damska ekipa wyjazdu :)) pierwszy spacer nad morzem - trochę chłodno było :P
 
takie fale były :D

jedyna czynna restauracja - Kredens





i fragmenty ich menu




wieczory na plaży :)




i deserki na tarasie :)


i wycieczka na latarnię




ostatni dzień w Jastrzębiej Górze









W ramach wyjazdu spędziliśmy też dwa dni w Trójmieście - jadąc na kurs spaliśmy w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym na ul. Wałowej - ceny bardzo przystępne, blisko do dworca pkp, jedynym minusem było zakwaterowanie na ostatnim - chyba 4 piętrze schroniska i wchodzenie po stromych schodach bez windy z walizkami.. Kolację zjedliśmy w restauracji Pomodoro - wnętrze bardzo klimatyczne, knajpka spora, jeśli chodzi o jedzenie zdania były podzielone - część osób dostała nieco surową pizzę, moja za to była naprawdę przepyszna. Innym atrakcjom przeszkodziła ulewa.
Wracając - wybraliśmy hostel Universus - położony rewelacyjnie - na tyłach Długiego Targu, więc w samym centrum, ceny niskie przy pokojach wieloosobowych, wystrój ładny, jedynie łazienki mogłyby być w nieco lepszym stanie, ale ogólnie byliśmy bardzo zadowoleni. Kolację tym razem zjedliśmy w Casino Diner - rewelacyjnej knajpie w amerykańskim stylu, z pysznymi burgerami, ale i innymi pysznościami w karcie, z mega przesympatycznym właścicielem, ze świetnym wystrojem, jednym słowem aż nie chciało się stamtąd wychodzić. Ale kalorie trzeba było spalić małym spacerkiem po gdańskim starym mieście, oczywiście nie omijając moich ukochanych miejsc nad Motławą. Potem padło na Literacką - ot, jedna ze zwyczajniejszych knajpek na Mariackiej - tylko z powodu braku stolików w Cafe Kamienica.









A od rana - śniadanie w moim ulubionym barze mlecznym, który teraz zwie się "turystyczny", a potem kierunek Sopot :D Prześliczna trafiła nam się pogoda :) Jeden wielki spacer - po Monciaku, po molo, po plaży, a w drodze powrotnej obiad w Green Way'u - tym razem wegetariańsko :) Po południu Polskim Busem wyruszyliśmy w drogę powrotną do Wrocławia - zmęczeni okropnie, ale i zadowoleni wróciliśmy do domów :D








w Green Way'u
stat4u