poniedziałek, 29 września 2014

o pędzie czasu i innych jego przymiotach

Czas pędzi nieubłaganie. Nieważne, czy mamy wolne i robimy dokładnie, to co chcemy, ewentualnie trochę mniej chcemy, czy akurat pracujemy, uczymy się, czy robimy cokolwiek innego, co akurat musimy. Pędzi. Niekiedy tylko delikatnie zwalnia, żeby potem z jeszcze większym szałem wpaść w kolejny wiraż. Mój czas latem delikatnie zwolnił, żeby od połowy września totalnie zwariować. Zaczęło się od wyjazdu do Szczecina, potem Wrocław, kilka dni w Jeleniej, ale pełne latania i załatwiania, potem znów wyjazd do Wrocławia, a na weekend przyjechali przyjaciele ze studiów. Weekend minął ekstremalnie szybko. Był jarmark staroci, premiera w teatrze, nocne łażenie po klubach, potem ich wyjście w góry i moja niespodzianka, czyli przybycie kolejnych przyjaciół ze studiów :D była sobota w kuchni, czyli dzień azjatycki, i niedziela w I love pizza ( mojej ulubionej ostatnio pizzerii w Jeleniej).
Na premierze - bawiliśmy się świetnie. Komediowy western prosto z dzikiego zachodu, pełny barwnych postaci, wystrzałów z rewolwerów, nagłych zwrotów akcji, i niespodziewanego dosyć zakończenia. Spektakl "Koniec świata w Deer's Hill City" polecam wszystkim :)

Ale czas oprócz tego, że pędzi, płata też różne figle. Powoduje, że pewne sprawy, sytuacje, emocje, chociaż miały miejsce jakiś czas temu, niektóre może dawno, wydają się jakby zdarzyły się wczoraj. Spotykamy ludzi, którzy jeszcze niedawno byli dla nas ważni, a teraz mijamy ich obojętnie na ulicy, albo wręcz odwrotnie, minęło tyle czasu, a my nadal nie możemy przestać o nich myśleć, chociaż już dawno nie ma ich w naszym życiu.
Albo rocznice. Coś, co zdarzyło się dokładnie rok temu, jakaś data, która utkwiła w naszej pamięci, jakiś ważny dzień, nagle po roku wraca, wracają tamte emocje, tamte sytuacje, zupełnie nie wiadomo skąd nagle są z nami. Tak jakby czas nagle się zapętlił, i wracał.

Przede mną spokojny tydzień w Jeleniej - za oknem piękna złota jesień, idealna do spacerów, szkoda tylko, że samotnych - chociaż dziś udało mi się spotkać kilka bliskich memu sercu osób - zupełnym przypadkiem, ale jakże miłym :) na szczęście w środę przyjeżdża moja kolejna przyjaciółka-lekarka :)
A już za tydzień jadę na tydzień do rodzinki do Olsztyna, a potem kolejny spędzam z przyjaciółmi ze studiów w Białymstoku i Białowieży :)


fotograł złapał nas w tańcu ;)


i przy stoliku :)

a tu już niedzielna niespodziewana wizyta :)

i spacer w cieplickim parku

środa, 24 września 2014

kilka słów na bieżąco

Ostatnio sporo się dzieje. Miałam siedzieć w domu i uczyć się do ostatniego podejścia do LEKu, czyli egzaminu podsumowującego studia i niezbędnego do uzyskania pełnego prawa wykonywania zawodu, ale pilnie musiałam wyjechać do Szczecina - ratować mojego mleczaka :D Dlaczego akurat do Szczecina? Tam mieszka i przyjmuje moja przyjaciółka stomatolożka, której jedynej ufam w kwestii mojego uzębienia :) Wyjazd był to szalony - we wt wyjazd, na miejscu byłam późnym wieczorem, w środę akcja stomatologiczna i powrót do Jeleniej Góry. A już w piątek wyjeżdżałam na wspomniany wcześniej egzamin do Wrocławia. Jedno wielkie szaleństwo, ale chyba lubię to :D
Egzamin poszedł chyba nieźle, dziś powinny być wyniki :) Poza tym to był bardzo pozytywny weekend - spotkania z przyjaciółmi ze studiów, które natchnęły mnie bardzo dużą ilością dobrej energii :) do tego wieczorne włóczenie się po mieście, trochę czułam się jak na wakacjach.. no i oczywiście zakupy na dworcu Świebodzkim - w szafie nowa sukienka :D
Powrót do domu, nowy tydzień i nowa dawka szaleństw, tym razem związana z rzeczami, które trzeba załatwić, z zakupami, które trzeba zrobić, z porządkami, bo chociaż wydaje mi się, że ciągle sprzątamy, to kurz pojawia się ciągle na nowo :D z ciastem, które mam ochotę upiec - bo ostatnimi czasy robię jedno-dwa ciasta w tygodniu :) wczoraj zrobiłam tartę z kremem budyniowym i gruszkami - z mojej ulubionej ostatnio strony, czyli mojewypieki.com. A jeszcze sprawy do załatwienia w szpitalu, we Wrocławiu w urzędzie wojewódzkim w związku z rozpoczęciem od listopada specjalizacji z chorób wewnętrznych - jutro jadę, nie mówiąc o konieczności zaplanowania fryzjera na przyszły tydzień, bo 6.10 wyjeżdżam na dwa tygodnie - najpierw tydzień u rodziny w Olsztynie, a potem kolejny tydzień z przyjaciółmi ze studiów w Białymstoku i Puszczy Białowieskiej :) Już sobie stworzyłam listę spraw do załatwienia, bo niedługo sama się w tym wszystki pogubię.
Na szczęście ma wrócić do nas złota polska jesień, bo póki co początek tygodnia działał nieco dobijająco.
A już na weekend mamy gości-oczywiście moich przyjaciół ze studiów - idziemy na otwarcie sezonu w naszym teatrze, a jednocześnie otwarcie Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych - spektakl "Koniec świata w Deer's Hill City", czyli western na dzikim zachodzie, ale trochę jakby w Jeleniej Górze patrząc na tytuł :) A w kuchni przygotowuję dzień azjatycki - zaczynamy od sushi, potem zupa tajska, a na koniec danie z makaronem ryżowym z woka :)
Taak, szaleństwa nie ma końca, i tak pewnie do czasu aż pójdę do pracy - czyli do połowy listopada :) Nie wiem jak wy, ale ja będąc w środku takiego wiru czuję, że żyję :)) A myślę, że jesienią to tym bardziej się przydaje, żeby człowiek nie zaległ w domu, przed telewizorem, czy komputerem, tracąc resztki energii. Jesienią trzeba znaleźć sobie jakąś zajawkę - to już od was zależy jaką :) powodzenia w szukaniu :)

I znów kilka najnowszych zdjęć :) głównie z naszych spacerów - łapaliśmy ostatnie chwile lata ;)

z Kitą na balkonie :)



lekko zmrożona tarta z mascarpone i jagodami





Pałac Wojanów



 

tzw. żwirownia - tuż za Jelenią Górą



moje pierwsze sushi :)






widok na nasze osiedle i Karkonosze :)

a to zdjęcie podobno ludzi straszy :D

poniedziałek, 15 września 2014

powrót :)

Dawno mnie tu nie było. Właściwie bardzo dawno. To moja pierwsza tak długa przerwa od bloga, w mojej 1,5-rocznej blogowej historii. Zastanawiałam się, z czego wynika. Pomyślałam, że prowadzenie bloga wymaga swego rodzaju ekshibicjonizmu, potrzeby dzielenia się sobą, swoim życiem z innymi, może pisanie bloga związane jest z potrzebą akceptacji, potrzebą potwierdzenia, że to, co robię jest fajne, może pisanie bloga bierze się też z potrzeby kontaktu z ludźmi, choćby takiego, poznawania ludzi, obcowania z nimi, wymiany myśli, doświadczeń. A może wszystkiego po trochę, a może jest zupełnie inaczej.
Może wynika z potrzeby dzielenia się swoim życiem z innymi, ale związanym z byciem swego rodzaju inspiracją dla innych, może ma się ochotę poprzez swoje pisanie, przemyślenia, wpływać na innych, zmieniać ich myślenie, postępowanie.
A wy dlaczego piszecie swoje blogi ?

Przez ostatnie dwa miesiące nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Pracowałam w szpitalu, jak zwykle, zajmowałam się domem, gotowałam różne pyszności, przygotowywałam przetwory na zimę, spotykałam się z przyjaciółmi, czasem zdarzyło mi się "uprawić" jakiś sport, podróżowałam - było jezioro w Boszkowie, wyjazd do rodziny do Olsztyna, Pomorze Zachodnie czyli Szczecin i Międzyzdroje, była też urodzinowo Praga. Dużo się działo, dużo wspomnień pozostało, lato gdzieś tam po drodze się skończyło. Trochę spoglądałam w siebie, poszukiwałam, myślałam i wspominałam, trochę się też uczyłam, a trochę leniuchowałam. Ot, zwyczajne dwa miesiące. I gdzieś po drodze blondynką już prawie się stałam :)

A jeśli chodzi o przerwę w pisaniu, to chyba gdzieś zapodział się ten mój ekshibicjonizm, przestałam czuć potrzebę opowiadania innym o sobie. Na niespecjalnie długo zapodział się jak widać ;)

Na koniec urywki z tych dwóch miesięcy mojej nieobecności :)

jezioro w Boszkowie


Olsztyn

gimnastyka nad jeziorem :D

z Kopernikiem w Olsztynie 

taaakaaa zabawa nad jeziorem :D

i najlepsze lody na świecie - w Olsztynie!
spacerem po Pradze - z widokiem na Hradczany

widok na Pragę z Hradczan

złota uliczka :D

nasza wycieczkowa ekipa :)

Latenskie Sady, czyli jeden z praskich parków

muzeum Skody


stat4u