Zaczęło się od dotarcia na Polanę Jakuszycką - czyli miejsce słynnego Biegu Piastów. Tam wypożyczyłam sprzęt - pierwszy po 10 min uległ totalnej awarii - nawet specjalnie się do tego nie przyłożyłam :D i może to był znak, że jednak powinnam była zostać w pobliskim barze na jakiejś ciepłej herbacie. Ale nie - brnęłam w to dalej. Kolejne narty i kierunek schronisko Orle. Jakoś nie dotarło do mnie na początku, że odległość 5km w jedną stronę to jednak trochę sporo... Dotarło w połowie drogi - która delikatnie, ale jednak cały czas pięła się pod górę. A ja już w połowie ledwie żyłam, byłam cała mokra - z jednej strony spocona, z drugiej mokra od padającego śniegu... Żyć, nie umierać :D Do schroniska dotarłam, ale zaraz po wejściu miałam ochotę co najmniej zemdleć. Ciepła herbata, baton, a potem jeszcze zupa jarzynowa - postawiły mnie na nogi, i powrotne 5 km jakoś przeżyłam. Ale najgorsze było dopiero przede mną... Poniedziałkowy poranek, czyli wstawanie z łóżka i droga do pracy były totalną męką. W pracy nawet najstarsza doktórka na naszym oddziale zrobiła mi herbatę - tak biednie ponoć wyglądałam. Czułam się niewiele lepiej. Dzień minął pod znakiem totalnych zakwasów na nogach - każdy ruch równał się bólowi.
No, ale nie, że tak zupełnie mi się nie podobało :D Może jeszcze kiedyś się wybiorę - ale na pewno nie będzie to, przynajmniej w najbliższym czasie - mój ulubiony sport :D zdecydowanie bardziej wolę np. wskoczyć do basenu i popływać :) a w zimie - oglądać padający śnieg przez szybę jakiejś fajnej knajpy - popijając grzane wino :) tak, to moja ulubiona aktywność zimą :D
ruszamy w drogę powrotną :D w tle schronisko Orle |
w schronisku - przy kominku :) |
Przy okazji wyjazdu do Jakuszyc na biegówki - zobaczyłam po drodze jedną z ciekawszych atrakcji mojego regionu, czyli Hutę Julia w Piechowicach, założoną w XIXw, którą od niedawna można zwiedzać. Czyli zobaczyć totalnie z bliska proces wytwarzania szkła kryształowego. Coś niesamowitego. Okropnie gorący piec (1200 stopni) - w środku szkło w postaci płynnej, hutnik nabiera je na piszczel, potem dmucha, tworzy pierwotny kształt, który potem obrabia dzięki drewnianemu burgulcowi, ewentualnie dodaje barwnik. Gotowy kryształ trafia do odprężarki, gdzie w ciągu 8 godzin stygnie z temp. 400 stopni do pokojowej. Następnie trafia w ręce zdobników, którzy tworzą ostatecznie te wszystkie cudeńka - za pomocą tarcz diamentowych, którymi ręcznie nanoszą szlify. Niesamowite.
Polecam wszystkim - jeśli będziecie w okolicy zajrzeć na zwiedzanie huty, a potem wpaść do sklepu z kryształami - ja już znalazłam sobie kilka kieliszków do wina, które mi się marzą :) a potem możecie jeszcze zjeść czy wypić coś w kawiarni przy hucie - ciekawy, nowoczesny design.
http://turystyka.crystaljulia.com/
A ja dziś po południu sprawdzam kolejną jeleniogórską knajpkę, czyli Kukutu Cafe - o wrażeniach opowiem w kolejnym poście :)
Na koniec jeszcze o mikołajkach - spędziłam ten wieczór z lekarzami z mojego oddziału na bardzo miłej kolacji w Mazurkowej Chacie - dosyć przytulne miejsce na zimowe wieczory. Jedzenie też całkiem niezłe :) A lekarze z mojego oddziału rewelacyjni - już się cieszę, że będę z nimi pracować :))
Ale wyglądasz kwitnąco - odwrotnie niż piszesz:)
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy raz to długi dystans, podziwiam za wytrwałość, śnieg to jednak robi różnicę niż zwykły bieg. A zakwasy to nic dziwnego po takim wysiłku, teraz już będziesz mieć wprawę przed następnym biegiem :)
OdpowiedzUsuńTrochę irracjonalne... pomyśleć, ze lekarza może coś boleć? :) Poważnie to nie śmieje się. Pamiętam jak kiedyś, zostałam odwołana z wejścia na Śnieżkę - musiałam wrócić pilnie do Gdańska. Tego dnia zrobiłam biegiem dwa razy tyle kilometrów niż normalnie, aby się nie przeforsować... Jak padłam w pociągu i przysnęłam wyciągnięta na wolnych siedzeniach, to gdy przyszedł konduktor nie mogłam się podnieć... :)))
OdpowiedzUsuńGeneralnie to nie lubię biegać - lubię długie spacery, wędrówki... i z alkoholu, to właśnie wino. A że nie nauczyłam się jeszcze palić, to i kubki smakowe mam bardzo wyczulone, czyli tylko dobre i bardzo dobre wino :)
Pozdrawiam :)
Ja nart nie wspominam ani trochę dobrze :) a Tobie do twarzy w nich ^^
OdpowiedzUsuńhaha jak zawsze przeszczęśliwa :D super się prezentujesz!
OdpowiedzUsuńsama na biegówkach nigdy nie byłam, muszę spróbować, bo narty uwielbiam!
ostatnio wydałam jakoś dużo na grzane wino, więc teraz sobie daruję ;d
Nigdy nie jeździłam na nartach :)
OdpowiedzUsuńhttp://thekropka.blogspot.com/
Jak na pierwszy raz, to radziłaś sobie bardzo dobrze. Ja jakoś za sportami zimowymi nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńA ja zawsze chciałam na biegówki. Mam nadzieję, ze jeszcze spróbuję. Bomba.
OdpowiedzUsuńnarty są świetne :D tylko zawsze się boję, że wyląduję na drzewie :D
OdpowiedzUsuń