czwartek, 27 lutego 2014

festiwal światła i Cieplickie Termy :)

Po powrocie z Wrocławia resztę weekendu, czyli niedzielny wieczór spędziliśmy w Cieplicach - uzdrowiskowej części Jeleniej Góry na festiwalu światła. Zaczęło się od koncertów - był Bethel, a potem Aisha i Asteya - fajna muzyka, ale wolałabym posłuchać ich choćby w Kwadracie, a nie na wolnym powietrzu, no i przede wszystkich zdecydowanie za krótkie były to koncerty :D
Potem pokazy świetlne - najpierw na pawilonie uzdrowiskowym Lalka, a potem na budynku Teatru Zdrojowego - pierwszy rewelacyjny, drugi dużo gorszy niestety. Poza tym cały park był ozdobiony - fontanny, budynki uzdrowiskowe, nowe Termy Cieplickie, a także Pałac Schaffgotschów na Placu Piastowskim. Niestety w między czasie zrobiło się dosyć mroźno i podarowaliśmy sobie resztę atrakcji tego wieczoru, czyli otwarcie XI Zimowych Igrzysk Polonijnych, które tym razem odbywają się właśnie w Jeleniej Górze i okolicach. Ale obejrzeliśmy je zaraz po powrocie do domu w TVP Polonia :D Były pokazy laserowe, powitanie sportowców, zapalenie znicza olimpijskiego, a na koniec pokaz sztucznych ogni i koncert Piersi. Dużo lepiej oglądało się to w łóżku :P




historia Cieplic - 1175r. jeleń wyleczony dzięki właściwościom cieplickich wód

w Cieplicach pojawiają się Joannici i zaczyna działać uzdrowisko

1403r. pojawia się zakon Cystersów

wojna trzydziestoletnia, po której uzdrowisko zaczynają odwiedzać znakomitości - królowa Marysieńka, potem też Goethe,  król pruski Fryderyk Wilhelm III, John Quincy Adams późniejszy prezydent USA, Hugo Kołłątaj, Józef Wybicki






A jeśli chodzi o Cieplickie Termy, które odwiedziliśmy we wtorek - było super :) Jest basen sportowy, więc można popływać, są jacuzzi, baseny z masażami, w których można odpocząć,  basen termalny z ciepłą wodą - podzielony na część wewnętrzną i część na świeżym powietrzu (to chyba podobało mi się najbardziej), poza tym sauny suche, parowe, komora lodowa (zdecydowanie za zimna dla mnie ;) i zjeżdżalnie. No i oczywiście basen dla dzieci.
Dwugodzinny pobyt kosztuje 30zł, czyli jak na nasze jeleniogórskie warunki cena podobna jak w innych tego typu obiektach. Na pewno wybierzemy się tam jeszcze nie raz :) Fajnie, że wreszcie coś takiego powstało w Jeleniej Górze :)
A jeśli chodzi o zdjęcia i o szczegóły ich oferty odsyłam na ich stronę  http://www.termycieplickie.pl/

wtorek, 25 lutego 2014

weekend we Wrocławiu

Zdecydowanie jeden ze szczęśliwszych weekendów w moim życiu :) Ale o tym za chwilę :P

Zaczął się w piątek - kolacją w Pinoli - jednej z naszych ulubionych restauracji we Wrocławiu. Była pyszna pizza i zupa rybna - dobra, ale jadłam lepsze. Do tego spotkaliśmy tam naszego kolegę, twórcę PasiBusa, który od wczoraj wrócił pod wrocławskie Arkady z rewelacyjnymi burgerami.
W sobotę od rana pisaliśmy LEK - uczucia mam mieszane, bo pytania były dosyć głupie. Zobaczymy w czwartek wyniki.
Prosto po egzaminie - burgery w Sztrass Burgerze. Do tego zupa azjatycka - okropnie ostra :P
Potem krótki spacer po rynku i dochodzenie do siebie w domu :P
Wieczór spędziliśmy z naszą studecką paczką w Cocofli - bardzo przyjemnym miejscu na Włodkowica, w którym można napić się zdecydowanie dobrego białego wina, i ponoć dobrego piwa z browaru warmińskiego, czyli browaru Kormoran. Wieczór skończyliśmy jedząc przepyszne holenderskie frytki w Amsterdamie na Więziennej. Frytki rewelacyjne - dawno nie jadłam tak dobrych, zupełnie nietłustych frytek. Do wyboru różne sosy - czosnkowy, arabski, orzechowy, majonez itd...

zupa rybna

zupa azjatycka

menu w Sztrass Burgerze


zaraz po egzaminie, a przed burgerem - stąd ta mina :D
no i nowa koszula :)
wieczorem w Cocofli



czekamy na frytki w Amsterdamie :)


Jako, że wróciliśmy dosyć późno poranne wyjście na targ Świebodzki został odłożony na późniejszy termin, czyli kolejny wypad do Wrocławia. Po wspólnym śniadanku z przyjaciółmi wybraliśmy się zobaczyć Wrocław z góry, czyli do Sky Towera. Wejście dla dorosłych na 0,5godz. kosztuje 10zł.
Wjeżdżamy windą na 49 piętro - dosyć szybko, zatyka uszy :D Na górze - widok zapierający dech w piersiach... I tak zafascynowana oglądam Wrocław z góry, a tu nagle z kwiatami pojawia się mój przyjaciel, który to rzekomo został na dole z powodu lęku wysokości... Zgłupiałam. Nagle Jordan wyciąga pierścionek i.... tutaj na chwilę przestałam ogarniać, co się dzieje :D noo, jakoś udało mi się powiedzieć tak :P Meeeega zaskoczenie :D

spokojnie sobie oglądam...









A potem to już wróciliśmy do Jeleniej Góry :D o tym w następnym poście :)

PS. Ten weekend był mega szczęśliwy też z powodu mojej pierwszej od dawien dawna wygranej - w sobotę wygrałam wejściówkę dla 4 osób na dziś do nowo otwieranych Term Cieplickich :D Meeega się cieszęęęę :D
Na pewno opowiem Wam jak było :)

sobota, 22 lutego 2014

Nowy Vege Bar w Jeleniej Górze

Zgodnie z obietnicą dziś relacja z wizyty w nowym Vege Barze na ul. Sygietyńskiego w mojej Jeleniej Górze - dla niezorientowanych - na przeciwko ZUSu :)
Zdjęć niestety nie ma, bo moja wizyta z różnych względów była trochę w biegu :D Ale następnym razem na pewno to nadrobię i pokażę wam też wnętrze.
Miejsce bardzo pozytywne. Po pierwsze bardzo blisko mnie, więc jest to dodatkowy atut - idę tam parę minut :) Po drugie - miejsce niewielkie, ale przytulnie urządzone. Oprócz baru znajdziecie tam też sklep ze zdrową żywnością. Menu ciekawe, i co uwielbiam najbardziej - codziennie inne. Ja załapałam się akurat na zupę kokosową z papryką, grzybami i makaronem ryżowym. Dobra, ostra, ale czegoś mi w niej brakowało. Na drugie był akurat pęczak z białą fasolą i warzywami plus surówki. Nie jestem specjalnie fanką kaszy, więc do zupy zamówiłam świeży sok jabłkowo-marchwiowo-ananasowy. Pyszny. Ceny też przystępne - zupa 3,50zł, drugie 13,50zł, soki - mały 6,50, duży 8,50. Poza tym dostaniecie tam też pasztety i pasty wegetariańskie. Podobno dobre :)
A ja już planuję kolejne wizyty tam m.in. we wtorek na risotto warzywne z bazylią plus smażone marynowane tofu i surówka. Już nie mogę się doczekać :)
Jedyny minus to pani, która nas obsługiwała - totalnie nie ogarniała co się wokół niej dzieje ;D Ale może z czasem jakoś się wdroży :)

Jednym słowem - polecam :)

Kiedy to czytacie - ja właśnie zabieram się do pisania LEKu - trzymajcie więc za mnie kciuki :)
A ja w następnym poście opowiem o wyprawie do Wrocławia i wrażeniach z egzaminu :) Ale przede wszystkim ze spotkania z moją studencką grupą, za którą już strasznie się stęskniłam :)
A wam życzę udanego weekendu :*

czwartek, 20 lutego 2014

relacja z festiwalu Zoom Zbliżenia

Jak już wspominałam milion razy - ten tydzień upływa mi pod hasłem festiwalu filmowego w Jeleniej Górze. Ani jakąś mega fanką kina nie jestem, ani też specjalnie nie mam czasu, żeby uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, projekcjach festiwalowych, bo jest ich naprawdę sporo, ale wybrałam sobie kilka perełek, które zobaczyć po prostu musiałam :D
Pierwszą perełką był oczywiście koncert Leszka Możdżera, który był niesamowity, magiczny, aż ciężko znaleźć właściwe określenie, był czymś totalnie niezwykłym. Po pierwsze moim marzeniem. Leszka Możdżera i jego muzykę uwielbiam od dawna, ale zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia na żywo - rok temu w Sopocie na jam session w Scenie. W zasadzie nie wiem, kto w Scenie był bardziej przypadkiem - my czy Możdżer, my wpadliśmy tam posłuchać muzyki, a on wyglądał jakby właśnie wyszedł z domu i tą fajną muzykę wpadł nam pograć. I grał niesamowicie. A my do późnej nocy szaleliśmy na parkiecie do standardów jazzowych. Niezapomniana noc.
Tym razem był to zupełnie inny koncert, i zupełnie inny Możdżer. Choć tak samo zniewalający i zabawny jak wtedy. Ten koncert był bardziej konteplacyjny. Był spotkaniem sam na sam z muzyką, choć sala jeleniogórskiej filharmonii wypełniona była po brzegi. Jak w wywiadzie, który zamieściłam poniżej, sam Leszek mówi - jego muzyka jest po to, żeby zapaść się w siebie. I ja w siebie tam się zapadłam.





i filmik, którego inaczej wrzucić nie mogę... - wywiad z Możdżerem

Druga perełka to film "Płynące wieżowce" Tomka Wasilewskiego. Mój drugi film o tematyce LGBT w ostatnim czasie - poprzedni to szwedzki "Pocałuj mnie" - oba poruszające. Choć "Płynące wieżowce" z racji zakończenia chyba nawet bardziej. Film o miłości, która spada na nas zupełnie nieoczekiwanie, z którą najpierw walczymy, ale w końcu dajemy się jej porwać. I kiedy w końcu oboje wierzymy, że nam się uda... no właśnie, wtedy pojawiają się różne nieoczekiwane okoliczności.. ale to musicie obejrzeć. I nie ważne, czy kochają się faceci, kobiety, miłość zawsze jest miłością, w której najważniejszy jest ten happy end na końcu. Ale z którym tak w filmach, jak i w życiu różnie bywa...

Miałam jeszcze dziś wybrać się na koncert - An On Bast/Maciej Fortuna, DJ Pillow z muzyką filmową Krzysztofa Pendereckiego, ale muszę w końcu trochę się pouczyć i odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem do Wrocławia. Bo weekend jak zawsze we Wrocławiu zapełniony będzie po brzegi :D a po powrocie zostawimy tylko bagaże i jedziemy prosto do Cieplic na festiwal światła Movie Cities - wrzucam plakat jakby ktoś był zainteresowany :) A taki duży, bo inaczej nie było nic widać :P My wybieramy się na koncert Aishy i Asteyi (z X-Factora) i Bethela - mega sympatycznych chłopaków z Wrocławia, których poznać można w barze Alive pod nasypem, nawet chyba grają tam w ten weekend :D A bar znany głównie z ciekawych imprez, fajnych brzmień i piwa w słoikach :D Poza tym będą też oczywiście pokazy świetlne i fajerwerki na zakończenie, w końcu to festiwal światła.

A dziś idę na obiad do nowego Vege Baru na Sygietyńskiego, czyli zaraz koło mnie :) O wrażeniach opowiem wkrótce :)

Udanego weekendu kochani, ja odezwę się jak wrócę :))

wtorek, 18 lutego 2014

krem ziemniaczano-porowy

Zgodnie z obietnicą kolejny pomysł na zupę-krem :)

Składniki
- 5-6 ziemniaków
- 2 pory (białe części)
- pół cebuli
- 2 ząbki czosnku
- 1l bulionu
- zioła dalmatyńskie, tymianek, szałwia, sól, pieprz

Zaczynamy od pokrojenia ziemniaków i pora, posiekania cebuli i czosnku, które wrzucamy do bulionu i gotujemy ok. 20min. Zupę doprawiłam na styl zupy cebulowej, czyli tymiankiem, szałwią i ziołami dalmatyńskimi i niewielką ilością kolorowego pieprzu i soli.
Zostawiamy do ostygnięcia. Blendujemy.
Podałam posypaną szczypiorkiem.  Wyszła bardzo dobra :)




A w mojej Jeleniej Górze tydzień zaczął się bardzo pozytywnie :))
Poniedziałek w pracy - to było miłe pożegnanie z jednym z oddziałów internistycznych i przede wszystkim bardzo mili pacjenci, którzy dali mi dużo dobrej energii :) Jedna z pacjentek dając mi swoją wizytówkę, obiecała uszyć mi suknię ślubną :) Drugi pacjent podziwiał moje walory zewnętrzne, a inny zapraszał mnie na wspólne szpitalne śniadanko :D Nie skusiłam się :D Wyszłam z pracy mega uśmiechnięta :) I pojechałam prosto na ciucholandowy maraton - kupiłam nieco oldschoolowy, zimowy, ale śliczny pastelowy sweter, sweterkową sukienkę, szarą sweterko-marynarkę, i cienki sweterek biało-czarny - taaak, był to dzień sweterkowy :D Postaram się wam niedługo pokazać moje zakupy :) Za sztukę 3,5zł :D
Po powrocie szybkie porządki i przytulanie kota, z okazji dnia kota :) Na kolację sałatka śledziowa.
Dzień zakończyłam siedząc w oknie i oglądając moje ukochane góry :)) Wiem, widzę je codziennie idąc spacerem do pracy, codziennie rano zachwycam się ich niesamowitym widokiem, ale zachód słońca nad górami - to coś zupełnie innego niż poranny wschód słońca :) No dobra - tak samo magiczny :) Ale jakoś wolę zachody słońca :)


A dziś wieczorem koncert Możdżera, o którym wiem - gadam non stop, ale którego po prostu nie mogę się doczekać, bo Możdżera uwielbiam :D Do tego jeszcze towarzystwo moich koleżanek lekarek - najfajniejszych dziewczyn w Jeleniej :) Zapowiada się super wieczór - na pewno opowiem o nim w kolejnym poście :)

sobota, 15 lutego 2014

:)

I kolejny tydzień minął.
Tym razem na codziennych spotkaniach z przyjaciółką, która akurat na tydzień przyjechała ze Szczecina - były więc spacery, wielogodzinne pogaduchy, ostatni raz chyba tyle czasu miałyśmy na jakieś wakacje albo w liceum. Do tego koncert miejscowego zespołu "Kumple" - świetny głos wokalistki plus niezłe brzmienia. Oprócz tego tydzień pracy na internie, czyli w moim żywiole :) I kolejny tydzień minął, nie wiedzieć kiedy.
Dziś - totalne nic-nie-robienie, czyli czytanie w łóżku, trochę dokształcania się, trochę odpoczynku, na obiad faszerowane pieczarki - mój smak dzieciństwa (do kapeluszy nakładam farsz zrobiony z pokrojonych nóżek plus ser żółty, cebula i jajko). A wieczorem powtórka zeszłej soboty, czyli wspólna kolacja z przyjaciółmi plus gry planszowe - tym razem u nich :)
A wczorajsze walentynki - minęły nam w pysznościowo-filmowej atmosferze, była kolacja - Jordan zrobił roladki z kurczaka z suszonymi pomidorami i mozzarellą, z ziemniaczkami i sałatką z rukoli. Plus białe wino- czyli niebo w gębie :)
Obejrzeliśmy "Wstyd" - ciekawy film o amerykańskim seksoholiku. Jak każda obsesja i ta jest dla mnie po prostu przerażająca. A potem "Don Jon" - komedia, która z opisu nie zapowiadała się jakoś specjalnie, ale okazała się bardzo fajna, chociaż na początku nieco męcząca - chyba nie jestem jakąś wielką fanką pornografii :D Ale film mi się podobał.

a to mój Walentynkowy prezent :)



Przyszły tydzień zapowiada się bardzo ciekawie - we wtorek koncert Możdżera, a w środę w ramach festiwalu filmowego "Płynące wieżowce". Do tego kilka dni wolnego, które zamierzam spożytkować na naukę.
Bo już w piątek jedziemy na weekend do Wrocławia - obowiązkowo burgery, tym razem w Strass Burgerze, targ na Dworcu Świebodzkim, widok na Wrocław ze szczytu Sky Towera, plus spotkanie z moimi studenckimi przyjaciółmi... iiii - egzamin, który piszę po raz drugi, czyli LEK. Może akurat uda mi się troszkę poprawić :)

Z najnowszych zajawek - zarezerwowałam nam też wczoraj Polskie Busy na czerwcowy wyjazd nad morze - 14 czerwca jedziemy z Wrocławia do Bydgoszczy, gdzie spędzimy w sumie jedną dobę - od czasów "Prawa Agaty" marzyło mi się zobaczyć Bydgoszcz :) A potem już prosto na tydzień do Trójmiasta :))) Oby tylko pogoda dopisała.. Chociaż ja nasze morze kocham w każdej postaci :)
Kalendarz do końca czerwca mam już nieźle zapełniony, czyli to, co kocham najbardziej - podróże i planowanie :D A już myślę, gdzie i kiedy mogłabym jeszcze pojechać ;)


W następnym poście kolejna zupa krem, czyli ziemniaczano-porowa :)

poniedziałek, 10 lutego 2014

weekendowo :)

I kolejny weekend za nami - ostatnio czas jakoś szybciej mija - wam też? :)
Poza gotowaniem i spotkaniami z moimi najukochańszymi przyjaciółkami, o czym pisałam ostatnio, weekend jak każdy minął mi też na spacerach - tym razem w okolicach mojego osiedla, bo wiatr nie sprzyjał dalszym wycieczkom, poza tym z kuchni na za długo wyjść nie mogłam :D Kolacja udała się super, mam nadzieję, że już niedługo będziemy sąsiadami i będziemy się dużo częściej widywać :)

"Miedzianka" w teatrze - bardzo ciekawy spektakl, historia o Miedziance, miejscowości, która po kilku wiekach istnienia zniknęła z powierzchni ziemi w latach 70., ostatnie budynki zostały wyburzone lub wysadzone w powietrze, a ludzie przesiedleni do Jeleniej Góry, na moje osiedle. Spektakl to powrót do czasów świetności miasteczka, opowieść o jej losach, mieszkańcach, głównie za czasów niemieckich, historia ludzi, którzy po wojnie zostali ze swoich domów wysiedleni, a na ich miejsce przyszli Polacy. I Rosjanie, którzy w Miedziance zaczęli wydobywać rudy uranu. Jedna z hipotez głosi, że miasto zostało zlikwidowane z powodu pokopalnianych zniszczeń. Inna, że ktoś coś chciał tam ukryć. Prawdy pewnie nigdy do końca się nie dowiemy.
Może ukryć starano się wpływ na ludzi promieniotwórczego uranu.
Tyle moich przemyśleń - do ciekawszej recenzji odsyłam na bloga TALA jestem







Poza tym dalsza część koktajli - idealnych do wieczornego filmu - tym razem oglądaliśmy "Młoda i piękna" - historia 17-letniej Francuzki, która zostaje ekskluzywną prostytutką. Niezły film.
A koktajle - jeden bardziej wytrawny - jabłko, pomarańcza, seler naciowy i roszponka plus mleko, drugi na słodko - jabłko, pomarańcza, marchewka, odrobina cukru i mleko. Polecam :)






sobota, 8 lutego 2014

krem z zielonego groszku

Bardzo miłe są wszystkie Wasze słowa kochani, postaram się pisać trochę częściej, ale nie zawsze mam czas - w tygodniu po pracy gotuję różne pyszności, w między czasie słucham muzyki i szybko sprawdzam internet, potem zwykle czekają na mnie jeszcze małe domowe porządki, potem wieczorem z pracy i swoich aktywności wraca Jordan, wspólna obiadokolacja, potem jak jest czas to coś obejrzymy, a jak nie, to wieczór spędzamy czytając - on skandynawskie kryminały, ja medyczne czasopisma, żeby być na bieżąco. Nie mówiąc o dniach, których w tygodniu jest zwykle kilka, kiedy widzę się albo z koleżankami, albo z jakimiś znajomymi, czasem gdzieś wychodzę, bo akurat coś fajnego dzieje się w Jeleniej. Dopiero na weekend mam tak naprawdę chwilę dla siebie, ale też staram się coś czytać, uczyć się, no i też ruszyć się gdzieś z domu, zrobić coś fajnego. Jak wiadomo - za długo w domu usiedzieć nie umiem :D
Teraz w portfelu mam bilety na - koncert Leszka Możdzera, spektakl "Miedzianka" i film "Płynące wieżowce" w ramach festiwalu filmowego Zoom-Zbliżenia. To w lutym. A na marzec - bilety na premierę "Samobójcy". I już szukam kolejnych wydarzeń, na których warto być :D

A dziś zgodnie z obietnicą - zupa krem z zielonego groszku.

Składniki:
- 1 opakowanie mrożonego groszku
- 1l bulionu
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- jogurt grecki
- sól, pieprz, zioła dalmatyńskie

Rozmrożony groszek wrzucamy do gotującego się bulionu, dodajemy pokrojoną w pióra cebulę i posiekany czosnek. Przyprawiamy. Gotujemy ok. 15-20min. Odstawiamy do ostygnięcia, po czym blendujemy. Na koniec dodajemy 2 łyżki jogurtu greckiego.
Smacznego :)

tak wyglądała zaraz po zblendowaniu


Wczorajszy wieczór minął mi na szlajaniu się po jeleniogórskim "mieście" z przyjaciółką, u której byłam ostatnio w Krakowie. A dziś od rana szaleję w kuchni - na kolacje przychodzą nasi przyjaciele, którzy mam nadzieję, że już niedługo ze Szczecina przeprowadzą się do Jeleniej Góry. Robię dwie moje ulubione sałatki - sałatka z suszonymi pomidorami i lekka sałatka, do tego krem -  z marchwii i pomańczy, plus wariacja na temat tarty. Mam nadzieję, że będzie im smakowało :)
A już jutro "Miedzianka" w jeleniogórskim teatrze :))

czwartek, 6 lutego 2014

kurczak w sosie pomarańczowym

Kolejna odsłona moich kulinarnych pomysłów - tym razem kurczak w sosie pomarańczowym.

Składniki (dla 2 osób) :
- 1 pierś z kurczaka
- 1 cebula
- 1 pomarańcza
- 2 ząbki czosnku
- wino (najlepsze byłoby białe półwytrwane albo półsłodkie - ja akurat miałam czerwone półwytrawne, które też nieźle się sprawdziło)
- sól, pieprz, sos balsamiczny, imbir, gałka muszkatołowa, mieszanka przypraw do kaw i deserów (o której już kiedyś wspominałam)

Zaczynamy od zamarynowania piersi - sól, pieprz, oliwa.
W garnuszku na oliwę wrzucamy pokrojone w pióra cebulę i posiekany czosnek, delikatnie podsmażamy, podlewamy winem, tak, żeby przykryło cebulę i czosnek. Po ok. 5 min. wrzucamy pokrojoną w kostkę pomarańczę. Następnie przyprawiamy - niewielką ilością soli, pieprzu, gałki muszkatołowej oraz mieszanki do kaw i deserów, a także ścieramy kawałek imbiru, dodałam też trochę sosu balsamicznego. Po spróbowaniu dorzuciłam nieco cukru - pomarańcza okazała się dosyć kwaśna. Sos zblendowałam.
Pierś z kurczaka zgrilowałam, a następnie po pocięciu na plastry wrzuciłam do sosu.

Jako, że danie tak nam zasmakowało - kolejnego dnia musiałam robić je po raz drugi - całe szczęście, bo pierwszego dnia zupełnie zapomniałam o zdjęciach :D Tyle tylko, że z braku czasu (bo przed blendowaniem, żeby nie stępić ostrzy blendera, sos czy jakiekolwiek inne danie powinno ostygnąć) sos pozostawiłam w wersji nie-zblendowanej :D ale był tak samo dobry :) stąd na zdjęciach kawałki cebuli czy pomarańczy :D

Do tego ryż - wyszło przepysznie :D





A już w kolejnym odcinku kulinarnych pomysłów - zupa krem z zielonego groszku :D

A ja już szykuję się na przyjazd moich najlepszych przyjaciółek na weekend, a w niedzielę wreszcie idę do teatru na upragnioną "Miedziankę" :))

wtorek, 4 lutego 2014

spacery :)

Wiosenny weekend w Jeleniej Górze - aż byliśmy w szoku, kiedy w tv pokazywali odciętych od świata ludzi, wioski zasypane śniegiem, a u nas słońce, i jakieś 10 stopni :D Wybraliśmy się z tej okazji na spacer, do jednego z jeleniogórskich parków, a potem, żeby odrobić spalone kalorie - do najlepszej cukierni w mieście, czyli Brystolki na ciacho :D

Poza tym - przygotowałam wątróbkę po prowansalsku, o której już kiedyś Wam opowiadałam :) - tutaj :)

A z filmów - obejrzeliśmy "American Hustle" - film rewelacyjnie stylizowany, gra aktorska świetna, historia nawet fajna, ale momentami przegadana, jak dla mnie film trochę za długi, ale jednak warty obejrzenia, choćby po to, żeby wyrobić sobie zdanie, skoro dostał już tyle nagród.
W sobotni wieczór zalegliśmy przed telewizorem, gdzie były akurat "Noce w Rodanthe" i "Cztery wesela i pogrzeb". Pierwszy film polecam - historia o szalonej miłości ludzi dojrzałych, o miłości, która otwiera oczy, o miłości, która zmienia ludzi, która powoduje, że czują się jakby znów mieli naście lat, mogli zmieniać świat i przenosić góry. To miłość, którą warto przeżyć, nawet jeśli miałaby trwać tylko chwilę. Ale w nas pozostać na zawsze.
"Cztery wesela i pogrzeb" widział chyba każdy, a jeśli nie - warto obejrzeć, choćby dla młodego Hugh Granta, zupełnie nieśmiałego jak w "Notting Hill", a jednocześnie czarującego jak w "Był sobie chłopiec". Plus typowi Brytyjczycy na każdym kroku, no i tytułowe cztery wesela i pogrzeb.
Z nowości jeszcze dosyć ciekawy "Sierpień w hrabstwie Osage" - rewelacyjne Meryl Streep i Julia Roberts, poza tym film miał być komedią obyczajową - powiedziałabym raczej, że był to dramat. Opowieść o rodzinie, której chyba nikt nie chciałby być członkiem, obraz spotkania rodziny po latach, która nie dość, że nie potrafi ze sobą rozmawiać, to jeszcze wyciąga na wierzch wszystkie swoje brudy. Obraz rodziny z problemami. Rodziny, z którą jak to się mówi - najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Ale film na pewno warty obejrzenia - choćby dla Julii Roberts i Meryl Streep.









W kolejnym poście opowiem o nowym pomyśle kulinarnym, czyli piersiach z kurczaka w sosie pomarańczowym.

A póki co - udanego tygodnia kochani :)


Na koniec jeszcze kilka przerobionych fotek :)



stat4u