czwartek, 20 lutego 2014

relacja z festiwalu Zoom Zbliżenia

Jak już wspominałam milion razy - ten tydzień upływa mi pod hasłem festiwalu filmowego w Jeleniej Górze. Ani jakąś mega fanką kina nie jestem, ani też specjalnie nie mam czasu, żeby uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, projekcjach festiwalowych, bo jest ich naprawdę sporo, ale wybrałam sobie kilka perełek, które zobaczyć po prostu musiałam :D
Pierwszą perełką był oczywiście koncert Leszka Możdżera, który był niesamowity, magiczny, aż ciężko znaleźć właściwe określenie, był czymś totalnie niezwykłym. Po pierwsze moim marzeniem. Leszka Możdżera i jego muzykę uwielbiam od dawna, ale zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia na żywo - rok temu w Sopocie na jam session w Scenie. W zasadzie nie wiem, kto w Scenie był bardziej przypadkiem - my czy Możdżer, my wpadliśmy tam posłuchać muzyki, a on wyglądał jakby właśnie wyszedł z domu i tą fajną muzykę wpadł nam pograć. I grał niesamowicie. A my do późnej nocy szaleliśmy na parkiecie do standardów jazzowych. Niezapomniana noc.
Tym razem był to zupełnie inny koncert, i zupełnie inny Możdżer. Choć tak samo zniewalający i zabawny jak wtedy. Ten koncert był bardziej konteplacyjny. Był spotkaniem sam na sam z muzyką, choć sala jeleniogórskiej filharmonii wypełniona była po brzegi. Jak w wywiadzie, który zamieściłam poniżej, sam Leszek mówi - jego muzyka jest po to, żeby zapaść się w siebie. I ja w siebie tam się zapadłam.





i filmik, którego inaczej wrzucić nie mogę... - wywiad z Możdżerem

Druga perełka to film "Płynące wieżowce" Tomka Wasilewskiego. Mój drugi film o tematyce LGBT w ostatnim czasie - poprzedni to szwedzki "Pocałuj mnie" - oba poruszające. Choć "Płynące wieżowce" z racji zakończenia chyba nawet bardziej. Film o miłości, która spada na nas zupełnie nieoczekiwanie, z którą najpierw walczymy, ale w końcu dajemy się jej porwać. I kiedy w końcu oboje wierzymy, że nam się uda... no właśnie, wtedy pojawiają się różne nieoczekiwane okoliczności.. ale to musicie obejrzeć. I nie ważne, czy kochają się faceci, kobiety, miłość zawsze jest miłością, w której najważniejszy jest ten happy end na końcu. Ale z którym tak w filmach, jak i w życiu różnie bywa...

Miałam jeszcze dziś wybrać się na koncert - An On Bast/Maciej Fortuna, DJ Pillow z muzyką filmową Krzysztofa Pendereckiego, ale muszę w końcu trochę się pouczyć i odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem do Wrocławia. Bo weekend jak zawsze we Wrocławiu zapełniony będzie po brzegi :D a po powrocie zostawimy tylko bagaże i jedziemy prosto do Cieplic na festiwal światła Movie Cities - wrzucam plakat jakby ktoś był zainteresowany :) A taki duży, bo inaczej nie było nic widać :P My wybieramy się na koncert Aishy i Asteyi (z X-Factora) i Bethela - mega sympatycznych chłopaków z Wrocławia, których poznać można w barze Alive pod nasypem, nawet chyba grają tam w ten weekend :D A bar znany głównie z ciekawych imprez, fajnych brzmień i piwa w słoikach :D Poza tym będą też oczywiście pokazy świetlne i fajerwerki na zakończenie, w końcu to festiwal światła.

A dziś idę na obiad do nowego Vege Baru na Sygietyńskiego, czyli zaraz koło mnie :) O wrażeniach opowiem wkrótce :)

Udanego weekendu kochani, ja odezwę się jak wrócę :))

1 komentarz:

  1. POGRAM :D pierwsze, co rzuciło mi się w oczy.
    nie słyszałam o tym festiwalu, ale wydaje mi się, że to kompletnie nie moje klimaty niestety..

    OdpowiedzUsuń

stat4u