wtorek, 22 października 2013

szpitalnie, kulinarnie...

Na początek o moim szpitalnym życiu.
Wczoraj skończyłam pierwszą część stażu, czyli anestezjologię i intensywną terapię. Te trzy tygodnie minęły mi z jednej strony bardzo szybko i jest mi przykro, że musiałam opuścić oddział, bo bardzo szybko przywiązuję się do ludzi i na pewno bardzo będzie mi brakować niektórych osób, z którymi spędziłam wiele godzin w ciągu ostatnich dni, a z drugiej - każdy dzień był ważny, każdy dzień celebrowałam, bo każdego dnia uczyłam się czegoś nowego albo utrwalałam umiejętności. Nie można powiedzieć, żebym po tych 3 tygodniach była ekspertem, ale na pewno czuję się już dużo pewniej, co mnie bardzo cieszy, pokonałam kilka swoich lęków, barier, a to chyba najbardziej lubię w codziennych wyzwaniach - to uczucie, kiedy jakaś czynność totalnie nas przeraża, a potem kiedy uda nam się to zrobić, okazuje się, że wcale nie jest aż tak strasznie jak się wydawało. Ja tak miałam z intubowaniem pacjentów - na fantomie wszystko super, ale kiedy trzeba było to zrobić na żywym człowieku -  wprawdzie już "uśpionym", ale jednak totalnie prawdziwym i żywym - byłam przerażona. Pierwszy tydzień zabierałam się do tego, jak ostatnia ofiara, bojąc się, że mocniejszym ruchem mogę zrobić komuś krzywdę. Na początku drugiego postanowiłam wziąć się w garść i wszystkie lęki zostawić poza murami szpitala. I udało się :) Okazało się, że kiedy przestałam się bać, kiedy przestałam myśleć, tylko zaczęłam działać - wszystko zaczęło przychodzić mi dużo łatwiej :)
I pojawiły się pierwsze małe sukcesy :)
Jednym słowem będzie mi brakować zarówno tego wszystkiego, czego się nauczyłam, co robiłam każdego dnia, jak i ludzi, których tam poznałam.
Kolejne 3 tygodnie stażu, to czas przeznaczony na SOR, w którym czuję się jak w domu - i na którym pierwszy dyżur miałam już w sobotę - spędziłam tam równo 12 godzin - czas, który mija bardzo szybko, ale w czasie którego człowiek na każdym kroku albo uczy się czegoś nowego, albo powtarza wiadomości wyniesione ze studiów. Lubię takie miejsca, w których czuję się jak u siebie, czuję się na właściwym miejscu - i tak po 3 tygodniach poczułam się na bloku operacyjnym, po stronie anestezjologicznej, i tak też od 2 lat czuję się na SORze :)

W tym tygodniu - poza pracą - dzięki przemiłemu zaproszeniu wybieram się na premierę "Don Juana" Moliera w jeleniogórskim teatrze. Zapowiada się ciekawa sztuka :) A zaraz potem koncert jazzowy w Kwadracie - Michał Kapczuk Trio - połączenie jazzu tradycyjnego z nowoczesnym. Już nie mogę doczekać się soboty :))

Na koniec kulinarnie - potrawa wymyślona przez Jordana, która okazała się przepyszną kolacją - bardzo sycącą :)

Składniki:
- duże bułki (tu akurat poznańskie) albo krótkie bagietki
- 30 dag sera żółtego
- 30 dag boczku
- 1 cebula
- natka pietruszki
- 6 jajek

Zaczynamy od "wypatroszenia" bułek. Ser żółty ścieramy na tarce o grubszych oczkach, cebulę i natkę szatkujemy, boczek kroimy w kostkę i podsmażamy. Wszystkie składniki mieszamy z jajkami, przyprawiamy solą i pieprzem i umieszczamy w bułkach.
Pieczemy w temp 180 stopni 20-30min.






A dziś mam pierwszy dzień wolny i wieczorne spotkanie z moimi kolegami i koleżankami stażystami :) Polubiłam te nasze cotygodniowe spotkania :)

13 komentarzy:

  1. Oboje z moim mężem bardzo podziwiamy ludzi wykonujących zawód lekarza. I oboje dziękujemy Bogu, że są ludzie gotowi ten zawód wykonywać. Zgodnie twierdzimy, że my byśmy absolutnie nie mogli. Z różnych powodów. Dlatego naprawdę szacunek i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to danie zapiekam w papryce - polecam spróbować, też pyszne :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. niedługo będziesz szpitalnym ekspertem :3 Pani Lekarka.

    super to jedzonko! wymyśl mu jakąś fajną nazwę. uwielbiam takie sycące żarcie ser/jajka, jeszcze ziemniaki bym wcisnęła ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteś twarda babeczka! dasz radę :)) jakie smakołyki Ty serwujesz kochana!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam za mocne nerwy:) a bułka wygląda obiecująco:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielka z Ciebie choć małych rozmiarów kobietka! Miałam praktyki w szpitalu (jak byłam na studiach podyplomowych: logopedia z emisją głosu), i te w szpitalu były bardzo emocjonujące:atmosfera szpitalna jest bardzo stresująca, ale jednocześnie dająca potem ogromną satysfakcję, jak się komuś pomoże ... a biały fartuszek nosisz?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. mmm smakowicie te buły wyglądają :) dla mnie intubowanie to masakra.. nie mogłabym zaintubować człowieka.. nie wiem czemu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam, ze możesz pracować w szpitalu. Ja ostatnio trafiłam na SOR, jako pacjentka i zastanawiałam się jak można tam wytrzymać. To pewnie się zwie powołaniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. mniam mniam mniam!! jestem jak zawsze zainspirowana!!!

    wielkie pozdrowienia:*
    OLA

    OdpowiedzUsuń
  10. gratulacje stazu. narobilas smaka, auuuu

    OdpowiedzUsuń
  11. lekarz z powołania! podziwiam :)) i ściskam! a takie danie i ja muszę sobie zrobić koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow, ciekawe danie, będę musiała spróbować ;)

    OdpowiedzUsuń

stat4u