Dziś znowu będzie parę przemyśleń.
Tym razem trochę o zdaniu, które powiedziałam dziś mojej przyjaciółce, że "w życiu wszystko jest możliwe"
i o kartce, która ostatnio przykuwała wzrok moich przyjaciół odwiedzających po raz pierwszy mój jeleniogórski i tak naprawdę gimnazjalno-licealny pokój. Kartka ta wisi nad moim łóżkiem i głosi - "Nigdy nie mów, że nie jesteś w stanie! Nigdy nie mów, że nie możesz! Nigdy nie mów nigdy! Jeżeli tylko chcesz potrafisz wszystko!". Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd się tam wzięła. Pewnie wydrukowałam ją kiedyś - co da się poznać po jakiejś szalonej czcionce, której pewnie byłam fanką - możliwe, że jeszcze w gimnazjum. Nie pamiętam. Szkoda trochę, bo może jej historia była nawet ciekawa. Może był jakiś konkretny powód, dla którego znalazła się nad moim łóżkiem i przetrwała tyle lat jako moje motto. Bo z biegiem czasu dosyć dobrze jej treść wryła się w moją pamięć. W zasadzie mam wrażenie, że to jedno z przesłań o mnie i o świecie, które zostawiła mi mama. Możliwe, że z tą kartką też miała jakiś związek. Więcej niż prawdopodobne.
Te słowa miałam w głowie, kiedy godzinami uczyłam się do matury, powtarzałam biologię z moją przyjaciółką Agatą - aktualnie stomatolożką, na korkach z fizyki, która nie była nigdy moją pasją, potem już na medycznej - niezliczone ilości dni i godzin, które spędziłam nad książkami, atlasami, medycznymi bibliami. Pamiętałam te słowa każdego dnia, kiedy nie chciało mi się rano wstać na zajęcia, kiedy miałam dość obcego miasta i chciałam wszystko rzucić i wracać do domu, kiedy zbliżały się zaliczenia, kolokwia, przed egzaminami, kiedy widziałam księgi, które muszę "pochłonąć" i ogarniało mnie przerażenie. A potem okazywało się, że każde kolokwium, zaliczenie, nawet najgorszy egzamin da się zdać i nawet na koniec studiów mieć średnią 4,7. Kwestia ogarnięcia własnego strachu, a potem dobrego planu nauki :)
I aż za dobrze pamiętałam je 2 lata temu. Nawet trochę chciałam się załamać, rzucić to wszystko, siedzieć w domu i płakać, ale moja mama gdzieś z głębi mojej duszy nie dawała mi o nich zapomnieć. Wstałam, i poszłam dalej. Walczyć dalej.
Trochę zawiało martyrologią. A nie do końca o to mi chodziło. Chyba głównie o to, że warto pamiętać o tych słowach każdego dnia swojego życia. I spełniać swoje marzenia, nawet walczyć o nie jak lwica - jeśli tylko nam na nich zależy :) Bo spełnianie marzeń to najfajniejsze, co możemy sami dla siebie zrobić :)
A pierwsze zdanie było o tym, że zostałam sportowcem - ja, która przez pół liceum miałam zwolnienie z
w-fu, która nienawidziłam w-fu, ja, która na studiach z jakim przedmiotem miałam problemy? Z w-fem oczywiście :D To akurat dosyć skomplikowana historia, więc tym razem jej nie przytoczę :) Ja, czyli osoba, która ostatnie 6 lat życia spędziłam przy biurku z książkami, której ruch ograniczał się do rzadkiego biegania do tramwaju :D Ale, żeby nie było - nie zawsze było ze mną tak źle - 3 lata gimnazjum spędziłam w zespole tańca nowoczesnego, a w podstawówce uwielbiałam biegać i pływać :D i właśnie te kilka dyscyplin postanowiłam wykorzystać. Od paru miesięcy wszystkim mówiłam, że jak tylko wrócę do Jeleniej ostro biorę się za siebie - nikt mi nie wierzył. Ale udało się - po drodze było trochę problemów, ale już teraz wszystkie zostały rozwiązane i biegam co 2 dzień, jakieś 30-40min. Nie są to może jakieś mega dystanse, jakieś 3-4km, ale jak dla mnie jest to i tak sukces. Pierwszy bieg był najgorszy, był koszmarem, którego myślałam, że moje ciało nie przeżyje, szczególnie moje płuca, które miałam ochotę wypluć :D Teraz z dnia na dzień jest coraz lepiej i staram się biegać coraz dalej :)
Co do pływania dziś wybieram się na basen i mam zamiar kontynuować ten pomysł przynajmniej raz w tygodniu, może czasem dwa, zobaczymy. W ramach pomysłu pływania zakupiłam w tesco nowy strój i nowy czepek :D
Zostały jeszcze tylko tańce - ten pomysł dopiero ostatnio wykiełkował w mojej głowie, zobaczymy, co z niego wyniknie :) najbardziej przemawia do mnie modern jazz albo flamenco - nie wiem, na co miałabym się zdecydować :D Jak już wymyślę - na pewno dam wam znać :)
Podsumowując - fajnie czasem zaskakiwać siebie i innych, pokonywać własne słabości i ograniczenia, zmieniać się na lepsze, udoskonalać własne życie, żeby każdego dnia wstawać rano z uśmiechem na twarzy:) Tego wam wszystkim moje kochane życzę :*
te studia na pewno dały Ci popalić, ale tak jak mówisz, jak się chce, to można naprawdę wiele :))
OdpowiedzUsuńwow, pani sportowiec! :) super, sama bym się wybrała na basen, ale ograniczam się jakoś do ćwiczeń w domu...
OdpowiedzUsuńpodoba mi się motywacja, możemy wszystko! :3 a co nas nie zabije, to nas wzmocni.
dokładnie jestem tego samego zdania, co pani powyżej :)
OdpowiedzUsuńOj motywacja jest potrzebna. Ja się właśnie motywuje każdego dnia sprawiając, że moje marzenia się spełniają. Pozdrawiam Cię serdecznie
OdpowiedzUsuńNiestety, na studiach można się nieźle załamać. Dlatego potrzebna jest silna motywacja i plan nauki jak to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się te słowa i Twoje podejście! :) :*
OdpowiedzUsuńdobry post! pamiętam jak mówiłaś, że w ogóle nie uprawiasz sportu, no z jednym wyjątkiem;) też kiedyś wypluwałem płuca i uprzedzam, że będzie gorzej, a potem już tylko lepiej. życzę wytrwałości:) kuba
OdpowiedzUsuńAniu Aniu gdzie jesteś
OdpowiedzUsuńJestem, żyję, mam się dobrze ;) może kiedys jeszce będę pisać bloga, na razie nie mam na to totalnie czasu ;(
Usuń