poniedziałek, 17 marca 2014

chora lekarka.

Ostatnio pisałam o mojej niedyspozycji, o wycieńczeniu psychicznym, teraz czas na sprawy natury fizycznej :D Z kursu we Wrocławiu wróciłam chora... Wypoczęłam za to psychicznie, wróciłam podczas tych kilku dni do czasów studenckich, do beztroski, do okresu, kiedy jedynym zmartwieniem było zdążyć na zajęcia, który wieczorny koncert wybrać, czy kasę przeznaczyć na kino czy może na nową bluzkę :D Fajne to były czasy, na pewno pełne nauki, ale też zupełnie przyziemnych problemów. W tym już zupełnie dorosłym, zawodowym życiu pojawiają się zupełnie inne, czasem całkiem ostateczne problemy, z którymi trzeba się zmierzyć. Ale chwilowo nie muszę, bo od powrotu z kursu jestem na moim pierwszym w życiu L4 :D Oczywiście nic to fajnego - leżenie w łózku i faszerowanie się antybiotykiem nie jest moją ulubioną czynnością, ale z drugiej strony fajnie tak czasem po prostu odpocząć. Mój organizm chyba w końcu powiedział głośno i stanowczo - wystarczy! I infekcja, która ciągnęła się od ponad tygodnia w końcu dotarła do takiego etapu, kiedy domowe sposoby nie wystarczyły..
No więc leżę w łóżku z laptopem, ogarniam wszystkie zaległe sprawy, oglądam najnowsze oferty na złotych wyprzedażach, grouponach i innych, marzę sobie na mlecznych podróżach, gdzie to bym nie poleciała, tylko brak mi czasu i funduszy.. Ale pomarzyć fajnie :) Zamierzam też przez ten tydzień nadrobić medyczne gazety, ale może też filmy, czy jakieś seriale. Trochę się czuję jak na przymusowych wakacjach, ale jednak wakacjach :) Ostatnie wolne w pracy miałam chyba w listopadzie... strasznie dawno :P

Co do wyjazdu do Wrocławia, to trafił mi się wyjazd właściwie letni - pogoda była bajeczna, szkoda tylko, że większość dnia spędzałam na sali wykładowej. Ale udało mi się też porobić trochę fajnych rzeczy w ciągu tych paru dni :) Pierwszego dnia zjadłam zupę w Zupie, czyli małej knajpce niedaleko rynku, w której podają świeże, codziennie inne zupy - ja spróbowałam meksykańskiej - dobra, ale chyba jadłam lepsze zupy. Na pewno w ramach kolejnego wyjazdu do Wrocławia spróbuje jakiejś innej :) Potem kawa w K2, czyli jednej z moich ulubionych studenckich knajpek, którą odkryłam na pierwszym roku. Miejsce spokojne, ciche, bardzo przytulne. Lubiłam bardzo ten klimat - nieco swojski, pełen kwiatków, bibelotów, z aromatyczną kawą czy herbatą prosto z herbaciarni. Idealne miejsce na randkę :) Dzisiaj wolę zdecydowanie inne wnętrza - nowoczesne, jasne, totalnie minimalistyczne. Ale do dawnych miłości fajnie jest czasem wrócić :)
Pierwszy dzień zakończyłam spacerem w parku Zamku Topacz - bardzo urokliwym miejscu, które uwielbiam :) zdjęcia z letniego wypadu znajdziecie tutaj

a tu spacer wieczorem :)

Drugi dzień, już po wykładach - obowiązkowo obiad w Pinoli, tym razem nie mogłam nie skusić się na ich przepyszną pizzę. Zwykła margherita z rukolą wystarczy, żeby poczuć się jak we Włoszech. Na deser kolega, który jest tam kucharzem - twórca Pasibusa, którego jak zawsze wam polecam ;) - podał nam warzywne lody do degustacji. Wow. Poczułam się jak w bajce z Ulicy Sezamkowej, w której Grover (chyba) pojawia się w lodziarni, gdzie do wyboru ma lody na każdą literę alfabetu - w tym też różne warzywne, totalnie odjechane smaki :D My dostaliśmy buraczkowe (chyba jedyne, których kolejny raz bym nie spróbowała - smakowały prawie jak zamrożony barszcz..który uwielbiam, ale w tradycyjnej postaci), marchewkowe - przepyszne i śmietankowe z koperkiem - meeega ciekawy smak :D Uwielbiam takie zabawy ze smakami i próbowanie nowych dań :D
Wieczór dokończyliśmy włosko u koleżanki na tiramisu i bruschettach :)

Trzeci dzień - po wykańczająco nudnych wykładach - minął pod hasłem azjatyckim :) Najpierw obiad w chińczyku - bardzo dobry kurczak w sosie słodko-pikantnym, w knajpce Hanoi, z ryżem i surówką, bardzo duża porcja za jedyne 12zł. A potem zupa tajska produkcji mojego ulubionego Sławka (znanego między innymi z rewelacyjnej zupy cebulowej, którą powtarzam przy każdej możliwej okazji) - przepyszna :)) Przepis już wzięłam, mam nadzieję niedługo go wykorzystać :) Pożegnalny wieczór spędziliśmy ze znajomymi w Szynkarni. Bardzo ciekawym miejscu na Św. Antoniego. Knajpka jest trzypiętrowa, wnętrze ciekawe, delikatny, jasny wystrój, obsługa nie do końca daje radę przy większej ilości gości. Jeśli chodzi o menu bardzo ciekawe - piwa regionalne i zagraniczne wypisane ręcznie na tablicy przy barze, poza tym dobre wino, darmowa woda, i do jedzenia - podpłomyki z produktami regionalnymi. Ja skusiłam się na podpłomyka z mięsem z jelenia z sosem pomidorowo-śliwkowym. Bardzo dobry. Trochę przypominał wyglądem tortillę, ale był zdecydowanie lepszy, no i przede wszystkim tradycyjnie polski :) W Szynkarni możecie też kupić produkty regionalne - przede wszystkim mięsa i sery, które wyłożone są w gablotce przy barze. Jedno z ciekawszych nowych miejsc na mapie Wrocławia, zdecydowanie warte polecenia.

zdjęcie w toalecie musiało być:P




A na koniec mój nowy wiosenny zestaw - za całość zapłaciłam 27zł, plus butki-jazzówki za 20zł. Takie zakupy to ja lubię :D


15 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że dochodzisz już do siebie:) Fotki do lustra - bezcenne:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa relacja - Wrocław kulinarny masz obskoczony jak mało kto :) Jak będę szukała fajnego "miejsca jedzeniowego" to wiem, do kogo zgłosić się po poradę :)

    Zdrówka życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, Pani doktor :)

    Bardzo sympatyczny blog, będę na bieżąco tu zaglądac.
    Piszesz tak lekko, a zarazem mądrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. kto jak kto, ale Ty się wyleczysz :) zdrówka kochana!:***

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja ciocia pediatra też zmaga się z chorobą niestety wy lekarze macie "łatwy dostęp "do wirusów . Ja w niedzielę jadę do Wrocka:) zamierzam odwiedzić Muffiniarnię a na miejsce na obiad jeszcze nie mam pomysłu:( . Zdrowia życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja koleżnka będzie miała wesele w tym zamku:)

    OdpowiedzUsuń
  7. L4 jeszcze nie doświadczyłam nigdy ;) Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale fajnie piszesz :) Musze wypróbować miejsca, o których wspomniałaś ;)
    I życzę szybkiego powrotu do zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. czyzyby zakupy w mini maxi? te lustra sa okropne! tna cialo na kilka kawalkow i nie mozna dobrze zobaczyc jak sie wyglada, powinni je zmienic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak,a lustra okropne- czułam się jak z obciętymi stopami :D

      Usuń
  11. Kuruj sie i wracaj do zdrówka!! Pizza z ruccolą miodzio :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ta koszula w kwiaty jest świetna i jeszcze się wpasowała w wiosenne trendy ;)
    http://majlena-fashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. jakże ja dawno nie byłam we Wro! Pewnie nieźle bym się pogubiła :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Dużo zdrowia życzę:) piękna bluzka w kwiaty. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

stat4u