No więc leżę w łóżku z laptopem, ogarniam wszystkie zaległe sprawy, oglądam najnowsze oferty na złotych wyprzedażach, grouponach i innych, marzę sobie na mlecznych podróżach, gdzie to bym nie poleciała, tylko brak mi czasu i funduszy.. Ale pomarzyć fajnie :) Zamierzam też przez ten tydzień nadrobić medyczne gazety, ale może też filmy, czy jakieś seriale. Trochę się czuję jak na przymusowych wakacjach, ale jednak wakacjach :) Ostatnie wolne w pracy miałam chyba w listopadzie... strasznie dawno :P
Co do wyjazdu do Wrocławia, to trafił mi się wyjazd właściwie letni - pogoda była bajeczna, szkoda tylko, że większość dnia spędzałam na sali wykładowej. Ale udało mi się też porobić trochę fajnych rzeczy w ciągu tych paru dni :) Pierwszego dnia zjadłam zupę w Zupie, czyli małej knajpce niedaleko rynku, w której podają świeże, codziennie inne zupy - ja spróbowałam meksykańskiej - dobra, ale chyba jadłam lepsze zupy. Na pewno w ramach kolejnego wyjazdu do Wrocławia spróbuje jakiejś innej :) Potem kawa w K2, czyli jednej z moich ulubionych studenckich knajpek, którą odkryłam na pierwszym roku. Miejsce spokojne, ciche, bardzo przytulne. Lubiłam bardzo ten klimat - nieco swojski, pełen kwiatków, bibelotów, z aromatyczną kawą czy herbatą prosto z herbaciarni. Idealne miejsce na randkę :) Dzisiaj wolę zdecydowanie inne wnętrza - nowoczesne, jasne, totalnie minimalistyczne. Ale do dawnych miłości fajnie jest czasem wrócić :)
Pierwszy dzień zakończyłam spacerem w parku Zamku Topacz - bardzo urokliwym miejscu, które uwielbiam :) zdjęcia z letniego wypadu znajdziecie tutaj
a tu spacer wieczorem :) |
Drugi dzień, już po wykładach - obowiązkowo obiad w Pinoli, tym razem nie mogłam nie skusić się na ich przepyszną pizzę. Zwykła margherita z rukolą wystarczy, żeby poczuć się jak we Włoszech. Na deser kolega, który jest tam kucharzem - twórca Pasibusa, którego jak zawsze wam polecam ;) - podał nam warzywne lody do degustacji. Wow. Poczułam się jak w bajce z Ulicy Sezamkowej, w której Grover (chyba) pojawia się w lodziarni, gdzie do wyboru ma lody na każdą literę alfabetu - w tym też różne warzywne, totalnie odjechane smaki :D My dostaliśmy buraczkowe (chyba jedyne, których kolejny raz bym nie spróbowała - smakowały prawie jak zamrożony barszcz..który uwielbiam, ale w tradycyjnej postaci), marchewkowe - przepyszne i śmietankowe z koperkiem - meeega ciekawy smak :D Uwielbiam takie zabawy ze smakami i próbowanie nowych dań :D
Wieczór dokończyliśmy włosko u koleżanki na tiramisu i bruschettach :)
Trzeci dzień - po wykańczająco nudnych wykładach - minął pod hasłem azjatyckim :) Najpierw obiad w chińczyku - bardzo dobry kurczak w sosie słodko-pikantnym, w knajpce Hanoi, z ryżem i surówką, bardzo duża porcja za jedyne 12zł. A potem zupa tajska produkcji mojego ulubionego Sławka (znanego między innymi z rewelacyjnej zupy cebulowej, którą powtarzam przy każdej możliwej okazji) - przepyszna :)) Przepis już wzięłam, mam nadzieję niedługo go wykorzystać :) Pożegnalny wieczór spędziliśmy ze znajomymi w Szynkarni. Bardzo ciekawym miejscu na Św. Antoniego. Knajpka jest trzypiętrowa, wnętrze ciekawe, delikatny, jasny wystrój, obsługa nie do końca daje radę przy większej ilości gości. Jeśli chodzi o menu bardzo ciekawe - piwa regionalne i zagraniczne wypisane ręcznie na tablicy przy barze, poza tym dobre wino, darmowa woda, i do jedzenia - podpłomyki z produktami regionalnymi. Ja skusiłam się na podpłomyka z mięsem z jelenia z sosem pomidorowo-śliwkowym. Bardzo dobry. Trochę przypominał wyglądem tortillę, ale był zdecydowanie lepszy, no i przede wszystkim tradycyjnie polski :) W Szynkarni możecie też kupić produkty regionalne - przede wszystkim mięsa i sery, które wyłożone są w gablotce przy barze. Jedno z ciekawszych nowych miejsc na mapie Wrocławia, zdecydowanie warte polecenia.
zdjęcie w toalecie musiało być:P |
Mam nadzieję, że dochodzisz już do siebie:) Fotki do lustra - bezcenne:)))
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa relacja - Wrocław kulinarny masz obskoczony jak mało kto :) Jak będę szukała fajnego "miejsca jedzeniowego" to wiem, do kogo zgłosić się po poradę :)
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę!
Dzień dobry, Pani doktor :)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny blog, będę na bieżąco tu zaglądac.
Piszesz tak lekko, a zarazem mądrze.
kto jak kto, ale Ty się wyleczysz :) zdrówka kochana!:***
OdpowiedzUsuńMoja ciocia pediatra też zmaga się z chorobą niestety wy lekarze macie "łatwy dostęp "do wirusów . Ja w niedzielę jadę do Wrocka:) zamierzam odwiedzić Muffiniarnię a na miejsce na obiad jeszcze nie mam pomysłu:( . Zdrowia życzę
OdpowiedzUsuńMoja koleżnka będzie miała wesele w tym zamku:)
OdpowiedzUsuńL4 jeszcze nie doświadczyłam nigdy ;) Zdrowia!
OdpowiedzUsuńAle fajnie piszesz :) Musze wypróbować miejsca, o których wspomniałaś ;)
OdpowiedzUsuńI życzę szybkiego powrotu do zdrowia ;)
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczyzyby zakupy w mini maxi? te lustra sa okropne! tna cialo na kilka kawalkow i nie mozna dobrze zobaczyc jak sie wyglada, powinni je zmienic
OdpowiedzUsuńDokładnie tak,a lustra okropne- czułam się jak z obciętymi stopami :D
UsuńKuruj sie i wracaj do zdrówka!! Pizza z ruccolą miodzio :)
OdpowiedzUsuńta koszula w kwiaty jest świetna i jeszcze się wpasowała w wiosenne trendy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://majlena-fashion.blogspot.com/
jakże ja dawno nie byłam we Wro! Pewnie nieźle bym się pogubiła :P
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia życzę:) piękna bluzka w kwiaty. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń